Przeczytałam właśnie Norwegian Wood H.Murakamiego i nie wiem dlaczego, ale wyjątkowo czuję, że nie przypadkowo sięgnęłam po tą książkę. Widzę w niej jasny przekaz osobisty, nawet nie jeden. Jestem w dziwny sposób pod wrażeniem. Pod innym wrażeniem niż bywam na ogół. Kto mnie zna i czytał tę książkę być może domyśla się o co chodzi a może nie. Właściwie to jeszcze nie udało mi się wyłuskać żadnej konkretnej konkluzji, nie wiem jeszcze, która z rzeczy, które mnie zaskoczyły w ten nietypowy dla mnie sposób jest tym głównym przesłaniem dla którego "coś" wskazało mi tą książkę na bibliotecznej półce. Myślę, że jest ich kilka. Muszę przemyśleć to jeszcze. Jednak jedno co mogę powiedzieć już w tej chwili, to że odnalazłam siebie w kilku postaciach jednocześnie. Ale nie jest to takie oczywiste. Nie jest, bo te aspekty mnie, które udało mi się zauważyć były mi dotąd nieznane. A więc mogę uznać, że książka ta umożliwiła mi bliższe samopoznanie. I nie jestem pewna czy mnie to cieszy bo mam delikatne wrażenie jakby wylano mi na głowę kubeł zimnej wody... Jakby pewne niewygodne rzeczy zostały mi pokazane w najprostszy i najdobitniejszy ze sposobów. Bo książka ta jest wyjątkowo prosta choć nie oczywista. Punkt widzenia przeciwny do mojego. Chyba przeciwny. Mam mętlik w głowie.
Jakby najodleglejsza ode mnie oczywistość pewnych rzeczy. Obca mi całkowicie oczywistość. Czy ja nie lubię oczywistości? Czy odkąd żyję uciekam najdalej jak potrafię od oczywistości?
wtorek, 30 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz