piątek, 19 października 2012
Czuję w sercu błogość. Coś dzisiaj rozpiera mnie od środka, jakaś dziwna, nieokreślona radość. Jakieś ciepło w sercu, promieniujące we wszystkich kierunkach. Uśmiecham się bez powodu sama do siebie, każdy ruch wykonuję z radością. Chce mi się robić wszystko co robię, mam zapał! Uczucie to można przyrównać do tych chwil z dzieciństwa, gdy właśnie miało spotkać mnie coś miłego, gdy miałam dostać jakiś długo wyczekiwany prezent lub w późniejszych okresach życia, pojechać w jakieś piękne, wymarzone miejsce. Jest to połączenie delikatnego niepokoju wynikającego chyba z chęci wykorzystania każdej sekundy, cieszenia się każdym drobiazgiem, ale nie mającego nic wspólnego z lękiem, z jakimś poczuciem ciepła, szczęścia, płynięcia w wymarzonym kierunku. Jest ciepłym prądem powodującym mrowienie w całym ciele. Powoduje też, że mam ochotę pisać, nawet jeśli nie wiem, co miałabym w danej chwili napisać. Wywołuje wielką chęć wyrażenia tej radości. Jednak nie ma żadnej uchwytnej, konkretnej przyczyny. Jest jakby boską obecnością. Poczuciem ochrony i miłości z góry, z wnętrza, zewsząd. Jakby wszystko było po mojej stronie. Jakby wszystko miało ułożyć się zgodnie z moimi pragnieniami.
Jakby niewidzialna dłoń gładziła mnie po głowie, a niesłyszalny głos szeptał mi do ucha "będzie dobrze"...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz