Woda falami niesiona do brzegu, nabrzmiewa jakby wybuchnąć miała, jakby lęk zasiać chciała w sercu niedoszłego topielca. Podąża na oślep za niewidzialnym przewodnikiem, by po chwili wycofać się zalękniona. Może zawstydziła się. Może boi się zdecydować. Może wcale nie miała zamiaru ruszać się z miejsca. Cofa się zdecydowanie, ucieka do swej kryjówki.
Lecz nie. Wcale nie chciała się wycofywać. Może jednak zrobic zdecydowany krok do przodu?
Przyspiesza, rośnie w oczach, nadrabia stracony czas. Wylewa się, zagarnia każdą szczelinę, zachłannie obejmuje brzeg swym szerokim ramieniem. Stapia się w jedno z przed chwila jeszcze suchym lądem. Nie pozwala mu pozostać samotnym. Nie daje mu uschnąć z tęsknoty. Obdarza go chojnie swym eliksirem. Wsiąka w każdą komórkę.
Nagle gdzieś w oddali ukryty głęboko strażnik przywołuje ją do porządku. Pociąga za linę, rozrywa więzy jedności, wysysa każdą kroplę, by nie mogła cieszyć się błogą obecnością towarzysza. Jakby jakaś dziura w ziemi roztąpiła się by wciagnąć do siebie nieposłuszną sługę swą, by skarcić ją za zbytnią poufałość z kochankiem z oddali.
Nic nie jest trwałe, nawet fala musi opuścić brzeg, po to by mógł za nią zatęsknić. Inaczej rozpuściłby się w słodyczy jej obecności. Przestałby być brzegiem, a stałby się morzem. A by morze istnieć mogło, potrzebny jest i brzeg za nim skęskniony.
piątek, 25 stycznia 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz