I znowu dopada mnie beznadzieja. Zadziwiające jest to jak człowiek potrafi mieć skrajnie odmienne myśli i uczucia w przeciągu czasem bardzo krótkiej chwili. Mi przytrafia się to bardzo często. Sama nie spodziewam się nigdy kiedy nastąpi nagła przemiana na lepsze lub gorsze. Nie ode mnie to zależy można by powiedzieć.
Nie ode mnie, tylko od drobnych, z pozoru nie istotnych wydarzeń. Czasem od pogody czasem od muzyki. A na ogół od ludzi, z którymi się stykam. Czasem wystarczy bardzo niewiele bym wpadła w rozpacz, prawdziwą głęboką rozpacz. A innym razem udaje mi się opanować. I nie wiem co jest gorsze. Czy nagłe niepohamowane wybuchy wściekłości lub rozpaczy. Czy tłumienie tych emocji? Jedno jest pewne. Dla otoczenia na pewno lepsze jest to drugie. Ale w tym miejscu można by zadać pytanie. No tak, ale kto jest ważniejszy? Ja czy otoczenie?
Zawsze było ważniejsze otoczenie. I być może tu tkwi zródło problemu. Być może za mało uwagi poświęcałam sobie. Być może zapomniałam, że istnieję, że czuję i że zasługuję na szczęście.
Bo zawsze był ktoś z czyjego powodu albo z czegoś rezygnowałam albo się na coś decydowałam. Ktoś kto z pozoru mi pomagał ale tak na prawdę osaczał i w gruncie rzeczy uniemożliwiał osiągnięcie zadowolenia.
Czasem wydaje mi się, że mam za mało pewności siebie czasem, że za dużo.. Czy możliwe jest aby mieć jej jednocześnie za dużo i za mało?
Nie wiem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz