Pomieszanie. Takie słowo przychodzi mi do głowy w tej chwili.
Jakiś czas temu pomyślałam sobie, że trzeba przestać pisać, bo pisanie to ucieczka. Bo pisanie to usprawiedliwianie się przed samą sobą za to czego nie robię, za to, że siedzę, gdy powinnam iść, że idę gdy powinnam usiąść, że mówię, gdy powinnam słuchać i że nie mówię tego, co bym chciała.
Przestałam pisać, postanowiłam żyć.
I co?
Okazało się, że nie pisząc tracę kontakt ze sobą. Zapominam kim jestem i czego pragnę.
Pomieszanie.
Przed chwilą było inaczej. A może to było wczoraj. Dlaczego piszę jakbym miała pomieszane zmysły?
Dlaczego jedna chwila tak różni się od drugiej.
Muszę pisać. Okazało się, że muszę pisać, nawet jeśli oznacza to, że mniej działam.
Okazało się, że pisząc odnajduję sens.
Może etap pisania jeszcze się nie zakończył.
Może jeszcze nie spisałam wszystkiego, co miało zostać spisane.
niedziela, 15 września 2013
piątek, 6 września 2013
Kiedyś ciągle pisałam o czasie, który się zatrzymał, który sie cofnął, który nie istnieje. Ciągle pisałam o słowach, które gdzieś utknęły na dnie, ugrzęzły i nie mogły sie wydostać.
Teraz już nie piszę o tym.
Czas powrócił na swoje miejsce. Słowa wypłynęły na powierzchnię.
Wszystko jest na swej drodze. Węzły rozplątały się. Sekrety się objawiły.
Coś się dopasowało. Coś odpadło. Coś przyćmiło resztę swym blaskiem. Uwolniło się coś.
Teraz już nie piszę o tym.
Czas powrócił na swoje miejsce. Słowa wypłynęły na powierzchnię.
Wszystko jest na swej drodze. Węzły rozplątały się. Sekrety się objawiły.
Coś się dopasowało. Coś odpadło. Coś przyćmiło resztę swym blaskiem. Uwolniło się coś.
Subskrybuj:
Posty (Atom)