poniedziałek, 30 listopada 2009

Coś zrozumiałam... Właściwie ten proces postępującego rozumienia trwa już jakiś czas. Jednak są momenty kulminacyjne, w których jakiś konkretny fakt zaczyna jaśnieć światłem swej oczywistości w moim umyśle. Wtedy wszystko znika, pozostaje tylko jedna prawda odkryta spod  tysiąca zasłon. Wydobyta jak spod ziemi, wyłowiona niczym syrena prosto z dna oceanu.
Byle nie dopuścić do kolejnego przypływu wątpliwości, byle się nie cofać więcej!
Czasem wystarczy powiew wiatru... Czasem jest to zapach, czasem kolor, czasem melodia.A czasem od tak, zwyczajnie. I wtedy wraca wszystko na swoje miejsce przesłaniając na powrót rzeczywistość. Ale powiedzmy sobie szczerze. Bywa tak, że aby coś zrozumieć w pełni należy najpierw cofnąć się po raz kolejny po to aby z jeszcze większą siłą uderzyć o beton. I wtedy złudzenia rozpływają się niczym topniejący lód.
Zrozumiałam, że jestem kimś innym. Że to nie ja jestem tą, która tkwi w tym dziwnym koszmarze. Zatraciłam siebie już dawno. Zapomniałam o tym kim jestem. Chyba zrobiłam to celowo.  Forma ucieczki? Od siebie? Od prawdy?
Dokąd?
Tak, to duży sukces, że to odkryłam. Tak myślę. Bo niełatwo jest zdemaskować się przed samym sobą.
Dlaczego akurat teraz? Ironia losu? Chyba tak.
Za dużo lęku, za dużo niepewności. To wszystko zatruło mi duszę.
Teraz wiem, że to nie jest moja droga. Zawrócić? Niemożliwe.
Dlaczego bałam się myśleć? Teraz czuję, że odblokowała mi się jakaś część świadomości. A może wcześniej nie istniała? Nieistotne.
Teraz wiem. To czego potrzebuję to barwa wyrazistości, to kolor siły, to zapach nieskrępowanych emocji, to brzmienie kolorów...

sobota, 28 listopada 2009

Spijam z otchłani dłoni Twych i czasu
Krople rosy zastygłe po dnia kres i nocy cień...
Zamykam oczy by ujrzeć głaz serca mego
A może duszę potwora?
Sens mroku to drzwi wieczne i szept diabła
A gwiazdy oczu Twych snem są i wiatrem przeszłości
Ujrzałam oblicze zła
Ono przemieniło mnie w płatek róży
Ono zapadło głęboko w świadomość społeczeństw głuchych i ślepych
Stało się okiem świata
Wyspą na środku morza wieczności,
Brakiem czasu i litości
Myślą jedyną, oazą snu, czynu...*

*napisane 4.06.2000r.

piątek, 27 listopada 2009

Jak trudno zrozumieć.. Czasem pewne rzeczy wydają się być czymś innym niż są. Czasem coś czego nie ma wydaje się jakby istniało. Czasem coś co aż krzyczy swoim jestestwem budzi wątpliwości co do swojego istnienia. Czasem za pózno zaczynamy rozumieć...
Czy taki właśnie jest sens tego wszystkiego? Czy ciągłe chybienie jest zamierzone? A może wszystko ma swój cel? Może prowadzi do jednego, nieuniknionego rezultatu, który poznamy dopiero w chwili gdy się objawi?

środa, 25 listopada 2009

pkt1 Oczyścić się z negatywnej energii i wszystkiego co ze sobą niesie!

poniedziałek, 23 listopada 2009

Pkt.1 Marzę o harmonii i równowadze.
Cała reszta to tylko szczegół!
Pkt.2 Cel- przygotować plan działania
Jak by tak móc zmieniać rzeczywistość- skinieniem dłoni
Panować nad wodą, ogniem i powietrzem
Mieć wpływ na to co tkwi w przestrzeni
Jedną myślą sprawiać, by droga czasu zmieniała tor
Przemierzać świat ducha i materii
Przenikać dusze ludzkie i umysły
Mieć w ręku klucz  do harmonii istnienia
Myślą przywoływać ludzi i kolory
Myślą kreślić los na powierzchni czasu
Kroczyć bez końca w kierunku Jasności
Oto cel -
Cel spełniony...
skała samotna stoi mi na drodze
próbuję ją ominąć
nie mogę
chcę ją przeskoczyć
niemożliwe, jest za wysoka
 a może ją odsunąć
nie starcza mi siły
chcę przejść po niej
nie ma szans, jest za stroma
jedyne co mi pozostaje to ją zaakceptować

piątek, 20 listopada 2009

Istnieją rzeczy, których nie da się określić słowami.  Nie da się ich nazwać, zamknąć w jednym jakże pusto brzmiącym wyrazie. Są albo zbyt wielkie albo zbyt małe albo po prostu rozmyte.
Właściwie wbrew powszechnie przyjętemu porządkowi większość rzeczy jest trudna do określenia. I czasem lepiej nic nie określać aby nie wprowadzać w błąd słuchaczy i siebie samego. Aby się nie sugerować tymi tak bardzo ogólnymi określeniami, które w większości przypadków są chybione. Aby pozostać czystym i nieskażonym banałami.
Ale instynkt każe człowiekowi określać się. Ogólnie przyjęte jest, że można określić się nieprecyzyjnie ale lepsze to niż pozostać niewiadomą. Więc każdy jest "jakiś". A ci którzy są jednocześnie różni nazywani są nie raz dwulicowymi, fałszywymi lub po prostu niezdecydowanymi.
Niestety tak się dzieje, że ci "niezdecydowani" często ulegają sugestiom innych poddając się  presji określania się. I tym sposobem tak jak oni lądują w jakiejś szufladzie. Ale nie są zadowoleni ze swych wyborów, nigdy nie są pewni,że to co wybrali jest właściwe. Więc poszukują nadal. I nie mogą znalezć. Bo wszystko jest jakieś, a oni nie wiedzą o co im chodzi. Więc szukają bez końca. Znajdują coś i dalej szukają. I tak  dalej..

czwartek, 19 listopada 2009

Spoglądając w stronę Słońca nie mogę oprzeć się pokusie żeby wpatrywać się w nie do chwili aż oczy odmówią mi posłuszeństwa. Razi, pali, wyciska łzy, trudno utrzymać powieki bez ruchu.. Nie, nie sprawia mi to przyjemności. W żadnym razie. Ale mimo to nie mogę się powstrzymać.
Dużo jest takich rzeczy, od których nie mogę się powstrzymać, mimo iż nie przynoszą ulgi.
W dzieciństwie lubiłam przyciskać oczy z całej siły rękami. Najpierw widziałam nieokreśloną czarną pustkę, po chwili zaczynała wirować kolorami aby upodobnić się w końcu do słońca. Nie było to zwykłe słońce. Złota mała kula na czarnym tle, otoczona niezliczoną ilością promieni. Całość dawała efekt złoto-czarnego obrazu wirującego niczym Wszechświat. Uwielbiałam wpatrywać się w ten obraz, zatapiać się w nim, czuć, że wiruję razem z nim. Taka mała ucieczka od rzeczywistości. Po chwili jednak przeistaczał się w tygrysa. W jednej chwili widziałam przed sobą pasiastą twarz tygrysa. Wtedy obraz stawał się bardziej nieruchomy. Tygrys wpatrywał się we mnie z uporem. Był jakby złoto-czarną mozaiką trwającą w bezruchu a jednak w jakiś sposób tętniącą życiem. I wtedy zawsze opuszczałam ręce z oczu. Zawsze ciekawiło mnie co będzie dalej, co zobaczę gdy wytrwam nieco dłużej. Ale nigdy mi się to nie udało...
Kontynuując wątek .. Czy w takim razie jak patrzymy na coś to widzimy to takie jakim jest? Czy może prawdę o sobie zna tylko ono samo? Czy to my z dystansu widzimy lepiej?
Myślę, że to co widzimy uzależnione jest od tego kim jesteśmy i co chcemy zobaczyć. A jednocześnie można stwierdzić, że nie możemy wiedzieć nic poza tym co to coś będzie chciało abyśmy zobaczyli (świadomie bądz nie). Choć fakt istnieją rzeczy, których nie da się ukryć. I zdarza się, że to my myślimy, że wszystko wygląda z zewnątrz tak jak sobie to zaplanowaliśmy a tymczasem jest wręcz przeciwnie. Właśnie starając się coś ukryć pokazujemy to jeszcze bardziej. A na to z czym się obnosimy nikt nie zwraca uwagi.
No i idąc tym tropem łatwo można popaść w paranoję...
Czy inni widzą mnie tak jak ja siebie? Czy ja widzę siebie taką jaką jestem? Czy się mylę? Czy oni się mylą? Czy wszyscy się mylimy? Czy wszystko jest względne? Czy istnieje rzeczywistość?
Czy aby nie przesadzam w tych "gdybaniach"? Czy już popadłam w paranoję czy może jeszcze mi trochę brakuje?
Tak, wiem to jest studnia bez dna..
Im bardziej się zagłębiamy tym trudniej wyjść na powierzchnię. Ale czy warto wychodzić?

środa, 18 listopada 2009

Czy to co myślimy sami o sobie bywa prawdą? Czy tylko z dystansu można dostrzec rzeczywistość?
Czy może twierdzenie,że nikt poza nami samymi nie jest w stanie określić jacy jesteśmy jest prawdziwe? A może to właśnie my nie jesteśmy zdolni do tego? Często słyszę, że zbytnie zagłębianie się w siebie nie jest dobre.  
Że po co się rozdrabniać, lepiej po prostu żyć.
A więc wszelkie analizy siebie samego byłyby daremne? Być może jest to kwestia harmonii, zachowania umiaru we wszystkim. Ale cóż zrobić jeśli natura nam na to nie pozwala? Cóż zrobić jeśli cały czas ma się wrażenie, że jest się o krok od odkrycia jakiejś tajemnicy o sobie? Od odkrycia czegoś co odmieni wszystko.
Zdarza mi się też słyszeć, że aby coś osiągnąć trzeba najpierw zacząć od uporządkowania samego siebie. Hmm...
Tylko jak tu się uporządkować nie zagłębiając się zbytnio w siebie?
Można wysnuć wniosek, że ludzie dzielą się na tych konkretnych i tych, którzy lubią lać wodę.
I ja zdecydowanie zaliczam się do tych drugich.
Leję wodę gdy piszę, leję wodę gdy mówię, leję wodę gdy myślę.. I tak dalej.
Lanie wody jest chyba moim sposobem na życie.
Robię wszystko co się da żeby oddalić się możliwie najbardziej od konkretów.
A konkrety jeśli już o nich mowa są marne. Dlatego lepiej je obejść dookoła.
Lepiej mówić o wiewiórkach, karmelkach, katarynkach, kanarkach i ..epidemii grypy. Aby nie myśleć o tym, że nie daje rady, o tym, że się boję, o tym że nie wiem co robić ani o tym że nie widzę nadziei. Tak, o tych rzeczach lepiej nie mysleć, nie mówić, a tym bardziej nie pisać!.

poniedziałek, 16 listopada 2009

I znowu dopada mnie beznadzieja. Zadziwiające jest to jak człowiek potrafi mieć skrajnie odmienne myśli i uczucia w przeciągu czasem bardzo krótkiej chwili. Mi przytrafia się to bardzo często. Sama nie spodziewam się nigdy kiedy nastąpi nagła przemiana na lepsze lub gorsze. Nie ode mnie to zależy można by powiedzieć.
Nie ode mnie, tylko od drobnych, z pozoru nie istotnych wydarzeń. Czasem od pogody czasem od muzyki. A na ogół od ludzi, z którymi się stykam. Czasem wystarczy bardzo niewiele bym wpadła w rozpacz, prawdziwą głęboką rozpacz. A innym razem udaje mi się opanować. I nie wiem co jest gorsze. Czy nagłe niepohamowane wybuchy wściekłości lub rozpaczy. Czy tłumienie tych emocji? Jedno jest pewne. Dla otoczenia na pewno lepsze jest to drugie. Ale w tym miejscu można by zadać pytanie. No tak, ale kto jest ważniejszy? Ja czy otoczenie?
Zawsze było ważniejsze otoczenie. I być może tu tkwi zródło problemu. Być może za mało uwagi poświęcałam sobie. Być może zapomniałam, że istnieję, że czuję i że zasługuję na szczęście.
Bo zawsze był ktoś z czyjego powodu albo z czegoś rezygnowałam albo się na coś decydowałam. Ktoś kto z pozoru mi pomagał ale tak na prawdę osaczał i w gruncie rzeczy uniemożliwiał osiągnięcie zadowolenia.
Czasem wydaje mi się, że mam za mało pewności siebie czasem, że za dużo.. Czy możliwe jest aby mieć jej jednocześnie za dużo i za mało?
Nie wiem...

niedziela, 15 listopada 2009



Kolory spływają deszczem z murów otaczających moje myśli
Pozostaje tylko plama nieokreślonej barwy
Kształt plamy tej przypomina mi o czymś
O czymś ze snów
Z marzeń
A może z poprzedniego wcielenia?
Nieokreślona wielobarwna plama
Jak szał wirujący kolorami
Jak obłęd
Mglisty stan umysłu
Czym jest ta plama?
Czy w ogóle jest?
A może nie istnieje?
A może to właśnie mój obłęd odbija się na ścianie niczym w lustrze?

czwartek, 12 listopada 2009

Dzień kolejny.
Nuda
Milczenie
Bezruch
i ...
pusta ściana
wpatrująca się we mnie z uporem.

wtorek, 10 listopada 2009

Nie ma pytań, nie ma odpowiedzi
Są tylko głuche i ślepe iluzje...

sobota, 7 listopada 2009

   Pytasz o deszcz.. Cóż mam Ci powiedzieć. W kroplach słonych tonę jak zawsze.
 Jak zawsze myślę, że to już koniec. Jak zawsze spoglądam w stronę słońca.
Nie potrafię wytłumaczyć sensu tego. Nie potrafię dać Ci odpowiedzi co i dlaczego jest w mojej duszy nie tak. Sama tego nie wiem.
Choć często wydaje mi się, że w końcu odkryłam prawdę.
Ale po chwili pojawiają się wątpliwości. Tak będzie w nieskończoność.
Aż kiedyś ocknę się gdzieś pod ziemią i nie zobaczę więcej tych cudownych promieni, które dają nadzieję. Być może będzie to dno oceanu a może środek wulkanu? Nie potrafię tego przewidzieć.
Ale wiem jedno. Będzie to miejsce, z którego wyjścia nie ma.
   Dlaczego tak jest? Gdy ciężko ogarnąć własne myśli, ogarnięcie całej rzeczywistości wydaje się niemożliwe. A może właśnie wtedy jest łatwiejsze? Może rzeczywistość jest bardziej oczywista i prosta?
Często tak mi się wydaje. Nie wiem czy mam rację.
Mieć rację, nie mieć racji- jaka to różnica? Przecież prawda nie istnieje...
Czy cokolwiek w ogóle istnieje? Czy ja istnieję? Czy Ty istniejesz?
A może to wszystko złudzenie? Może złudzeniem jest, że piszę teraz do Ciebie? Może złudzeniem jest, że odpowiadam na Twoje pytania?
Właściwie to na nie nie odpowiadam.. Tak sobie tylko piszę co mi do głowy przychodzi.
Czy istnieją jakieś pytania? Czy istnieją na nie odpowiedzi?
Ja nie wiem czy istnieją.. A Ty?

poniedziałek, 2 listopada 2009

Słońce wyłania się z głębi mego smutku..
Nadchodzi Dzień...

niedziela, 1 listopada 2009

Po ścianie pływa kurze ziele, po szybie czasu kacza kula, toczy się sowa, siwa, ślepa,
kroczy po kruczej czarnej ziemii...
Makiem obsiane są me dłonie, lilia wyrasta mi na głowie..
Zasypiam nagle pod rzędami
liter ... szarych, pochylonych...
Nie chce mi się.
Dzień trzeci... kolejny i kolejny...
 Napisać coś..Napisać coś konkretnego..
Napisać.
Lubię pisać, lubię dzielić się tym co w moim wnętrzu, lubię gdy ktoś tego słucha..
Gdy nikt nie słucha też można mówić. Do siebie, do lustra, do ściany, do roślin a przede wszystkim do duchów krążących wokół!
 Zawsze ktoś słucha, nawet jeśli wydawałoby się, że wokół tylko pustka i świat cieni.
Taak.. I tu kończą się moje konkrety. Wszystko poza tym jest tylko ułudą.
A czas? Czas stanął w miejscu......

Obserwatorzy