środa, 25 sierpnia 2010

Leżę i spoglądam spod przymkniętej duszy w nieskończoność. W pustkę spod przymkniętej powieki.
Leżę. Spoglądam spod przymkniętej powieki. Widzę we wnętrzu czasu tlącą się iskrę. Dziwię się.
Jak to się stało, że nie zdołałam jej rozdeptać?
Przecież z taką siłą uderzałam. Z taką mocą pragnęłam wyzwolenia.
Lecz nie.
Cisza i nicość to nie to samo. Jakże różnią się te słowa. Zagłuszyć a unicestwić. Zniknąć a zamilknąć.
Choć efekt może wydawać się ten sam. Pragnęłam zniknąć, a ledwie udało mi się zdusić krzyk.
Teraz szept rodzi się, teraz rozwiera się szczelina czasu. Głuchy szept rodzi się na powrót u podnóża ciszy. Rodzi się.

***
Rodzi się. Wyłania z każdym oddechem z wnętrza ciszy. Jakby był jej częścią, jakby istnienie ciszy nie przeszkadzało istnieniu szeptu. Spod przymkniętej powieki widzę szept z wnętrza ciszy. Dziwny bladozielony szept. Pływa po powierzchni, tam na środku, tak, widzę go coraz wyrazniej. Z każdym oddechem nabiera barwy, nabiera kształtu. Drży. Z każdą chwilą wydziera ciągłość linii otaczającej go rzeczywistości. Niczym pasożyt. Trwa ograbiając rzeczywistość z kształtu. Niezależnie, niewątpliwie, bez lęku. Po prostu. Nie obawia się niczego. Jest jak dziecko, które jeszcze nie wie,że ma się obawiać. Spokojny po środku nieskończoności. Jest czystą esencją dzwięku. Jest częścią ciszy, jest ciszą, która z niewyjaśnionych przyczyn postanowiła zgromadzić się w jednym miejscu. Mogła wybrać dowolne miejsce. Wybrała to. Bez powodu. Jest ciszą, która zmieniła formę. Płynie. A może drży jedynie.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Wyłowić słowo z morza nieskończoności pojęć i idei pragnę
Wyłowić
Jedno Słowo, które zatonęło
Słowo z samego dna
Przenikam głębię, przedzieram się przez odmęt nieskończony
Sięgam, dosięgam
Wyciągam dłoń, rosną palce, wydłuża się korzeń czasu
By móc schwytać kolor zmąconej duszy
By móc wyłuskać z brzegu ciszy kształt słowa z dna samego
Wyłuskać wydrzeć zagarnąć zamknąć bramę pojęć i idei minionych
Tchnąć przejrzystość w ocean iluzji
Rozpędzić ptactwo lubieżne
A potem jednym muśnięciem wpuścić gram koloru, 
milimetr blasku
jeden atom spełnienia
wiązkę światła
i zamknąć przemijanie 
utrwalić czas niczym twarz w masce gipsowej
na zawsze utrwalić 
chwilę jedyną
spełnioną
która  
z głębin nieskończoności
nadeszła.



środa, 11 sierpnia 2010

Szczerość III

Pisklę
Zamyka oczy, nie widzi, nie chce,
Czas spływa  kroplami z oczu zaciśniętych do bólu
Czas zatrzymał się na przekór tęsknocie
Za ciszą.
Kim jest?
Oczekiwaniem na ciszę, która nie nadeszła.
Oczekiwaniem.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Szczerość II

Trzepot
Nadzieja, zieleń na końcu drogi, wyłania się nagle zza płotu.
Razi, wabi, nie daje spać, rozbudza entuzjazm, wibruje intensywnością barwy.
Nowe, nieznane, coś.
Ciskam torbę w kąt i biegnę...
Do celu, do nadziei, do kolorów.
Chwytam zdzbło maleńkie w obie dłonie, aby nie wypuścić, aby nie narazić się na utratę.
Zbyt duży lęk, zbyt wiele wody przelało się, wsiąkło w beton.
Nie ma kropli do stracenia, chłonąć pragnę każdy cień, każdy promień.
Słońce objawiło się
Wyłoniło się zza płotu, by pokazać, że istnieje życie...
Po drugiej stronie... płotu.
Przekraczam granicę, stawiam krok w przestrzeń nieznaną, w próżnię.
W próżnię.

Obserwatorzy