sobota, 25 stycznia 2014

Let me not pray to be sheltered from dangers
but to be fearless in facing them.

Let me not beg for the stilling of my pain
but for the heart to conquer it.

Let me not look for allies in life's battlefield
but to my own strength.

Let me not crave in anxious fear to be saved
but hope for the patience to win my freedom.

Grant that I may not be a coward,
feeling Your mercy in my success alone;

But let me find the grasp of Your hand in my failure.





poniedziałek, 6 stycznia 2014

Strumyk


Stoję. Zbliżam się do strumyka. Jest wąski. Obrośnięty trawą. Płytki. Płynie z prawa na lewo. Obładowany różnymi rzeczami porozrzucanymi dookoła. Chcę przejść na drugą stronę. Przekroczyć go jednym krokiem. Jest to możliwe, bo jest wąski. Wiem, że po drugiej stronie jest moja strona. Że tu jestem nie wiadomo dlaczego. Chcę wrócić na tamtą stronę. Trochę boję się, że się poślizgnę. Coś wpada mi do strumyka i odpływa. Drażni mnie to, że tyle rzeczy tam jest. Rozpraszają mnie i zatrzymują. Sprawiają, że skupiam na nich uwagę zamiast zrobić krok. Najpierw może powinnam je uprzątnąć? Aby się nie poślizgnąć? Aby nic ważnego nie wpadło mi do strumyka. A może zbyt dużą uwagę skupiam na szczegółach? Może powinnam zrobić krok nie zważając na to co zostawię za sobą, na to co odpłynie i na to co zostanie?  Wracając na swoją stronę, może nie będą mi już potrzebne te rzeczy? Może to tylko pretekst by nie robić kroku? Nagromadziłam je wszystkie, by sobie utrudnić powrót? Teraz leżą i czekają aż ktoś je zabierze. Może to symbol mojego lęku? Może ten chaos, którym się otaczam to wyraz lęku? Unieruchamiam się, gubię we wszystkim celowo, by nie robić odważnych, zdecydowanych i jasnych kroków. Kroków, które prowadzą w konkretne miejsce. Chaos sprawia, że trudniej mi wybrać, że jestem pomieszana, że różne części różnych spraw absorbują mnie jednocześnie. Powstają sprzeczności. Robiąc krok przeczę niektórym podjętym decyzjom. Coś się spełnia a coś psuje. Bo jest chaos. Nie ma harmonii w tym, co się dzieje i co nagromadziłam. Wszystko działo się chaotycznie. Nie wybierałam a przyjmowałam co przyszło. Nie pozbywałam się niczego, bo może się przyda? Wszystko sobie leży i sprawia, że trudniej zrobić krok. Trzeba pozbyć się wszystkiego za jednym ruchem lub po prostu przeskoczyć wszystko nie zwracając na to uwagi ani się nie oglądając za siebie. 

Strumyk był wąski wystarczył jeden mały krok, a jednak stałam w miejscu i nie mogłam się zdecydować. To proste. Wystarczy jeden mały krok. I nic złego się nie stanie. Ale ja boję się, że się poślizgnę, że coś zgubię, że coś przeoczę. I tak stoję z nogą lekko uniesioną, przekonana, że jestem w trakcie przekraczania strumyka,  cały czas w trakcie… A przecież to tylko jeden mały krok. Po co tracić na niego tyle czasu? Strach sprawia, że ta chwila trwa wiecznie. I że w moim umyśle, cały czas jest „tym momentem”, gdy właśnie coś zamierzam zrobić.
Tyle pięknych rzeczy mogłoby się wydarzyć, a nie dzieje się, bo ja stoję z nogą w powietrzu! Ile można? 

niedziela, 5 stycznia 2014

No dobrze. Zatrzymałam się. Usiadłam. Właśnie wtedy, gdy zamierzałam nabrać wiatru w żagiel. Usiadłam i czułam się beznadziejnie. Bez ochoty na czytanie, medytowanie, tańczenie czy cokolwiek, co zazwyczaj sprawiało, że lubiłam te samotne chwile siedzenia. Teraz obecny był strach. Wynikający z potępiania się, że robię nie to, co powinnam. A więc coś powinnam. Uwierzyłam, że coś powinnam. Mając świadomość, że zawsze dzieje się to, co właśnie powinno się dziać, że wszystko jest na miejscu, że wszystko ma sens, że chodzi o akceptację. Ja uwierzyłam, że robię nie to, co powinnam!
I oczywiście stało się tak jak zazwyczaj dzieje się, gdy człowiek potępia się za coś. Efekt odwrotny! Nie zmobilizowało mnie potępienie, a sprawiło, że straciłam wiarę, nadzieję, entuzjazm i motywację. Straciłam wiarę we wszystko, w co wierzyłam przez ostatnie lata, w to, do czego dążyłam. Straciłam wiarę w swoją moc, w swoje zdolności, w to że potrafię coś zdziałać.
I co dalej?

Oczywiście to co jest we mnie, jest tam nadal. To co się zachwiało, powróci do równowagi. Wszystko być może dzieje się w jakimś celu. Chwile zwątpienia też coś ze sobą niosą. Są nieuniknione. To próba.

Dawno nie pisałam. Dawno nie zaglądałam pod powierzchnię. Zapomniałam, że wszelkie rozwiązania czekają tam gotowe. Okazuje się, że muszę pisać. Lubię siedzieć i pisać. W ten sposób odzyskuję równowagę i uświadamiam sobie swoją siłę i wartość. Nie znaczy to, że nie lubię innych rzeczy. Lubię też tańczyć, czytać, jeść, obserwować przyrodę, obserwować w ogóle, na przykład ludzi czy cokolwiek. Kiedyś odkryłam, że ze wszystkiego można wyczytać treść. Nawet z dziury w ścianie. Nawet dziura w ścianie, może przekazać tyle samo treści, co np. tarot. Bo dziura czy tarot to tylko szczegół, sedno jest w środku, we mnie. Zawsze obecne. Tylko czasem trzeba się wesprzeć czymś, by tam dotrzeć. Teraz potrzebuję się wesprzeć i wyciszyć. Powrócić do harmonii ze sobą. Pisać. Odkrywać. Uświadamiać sobie. Czuć. W ciszy i samotności. Czy znowu oddalę się od ludzi? Czy potrzebuję samotności? Możliwe. Jeśli tak to pozwolę sobie na nią. Odnaleźć siebie muszę, a gdy jestem blisko ludzi zatracam siebie.

Obserwatorzy