wtorek, 29 marca 2011

Zamykam oczy....i jestem w niebie....

Przygoda z Murakamim

Czwarta przeczytana. Uzależnienie. Nie od książek. Od stanu jaki wywołują. Pozostawiają po sobie pustą przestrzeń. Robią miejsce na nowe rzeczy, na nowe spojrzenie.Wymiatają to co stare, przegniłe i jakby to autor ujął, zbędne. Nie ma miejsca na graty, starocie, a jeśli już to takie które do czegoś konkretnego się przydadzą. O tak, należy być praktycznym!
Wykonywane czynności zyskują wyrazistość. Ręka precyzję, japońską precyzję można by rzec. Umysł rozjaśnia się pozbywając się tego co "zbyteczne".
Główny bohater wykonuje bardzo wiele niezbędnych czynności. Cały czas coś robi.
Oddaje mocz. Pije whisky. Odbywa stosunek. Przyrządza najwyśmienitsze potrawy,takie jak chociażby potrawa z resztek, której nazwy niestety nie pamiętam (O tak, potrawa z resztek ma po japońsku specjalną nazwę.). Nic się nie marnuje.
Ponad to dość często kręci głową (choć jak sam twierdzi to niczego nie rozwiązuje.), drapie się małym palcem w skroń, bądz też  przygląda własnym dłoniom. Mimo to ma mnóstwo czasu.
Ma za dużo czasu. Nie zawsze wie jak go wykorzystać, jednak stara się.

I to jest uzależniające! To poczucie, posiadania zbyt dużej ilości czasu. Czytając Murakamiego nie mam poczucia straconego czasu. Nie, nie chodzi mi o to że czytanie książek to strata czasu, wręcz przeciwnie, mam na myśli sytuacje, kiedy tego czasu nie mamy, a jednak go wykorzystujemy na coś takiego jak czytanie książki. Nieraz rodzi się wtedy na wpół świadome poczucie winy spowodowane zaniechaniem czynności niezbędnych. Z Murakamim jest odwrotnie. Czytając go mam wrażenie jakbym robiła bardzo wiele pożytecznych rzeczy na raz. Czuję się rozluzniona i  nadzwyczaj aktywna. Nie spieszy mi się. Bo czytam o bardzo dużej ilości czasu, którego wykorzystanie jest nie lada zadaniem. Ja też mam czas, nawet jeśli to złudzenie.. Ale przecież czy czas nie jest właśnie złudzeniem? Otóż to! Czytając uświadamiam to sobie z każdym przeczytanym słowem i to daje mi ukojenie.

Ale jest i efekt namacalny. Otóż paradoksalnie im więcej czytam tym więcej robię. Tym bardziej chce mi się robić cokolwiek. Murakami obdarowuje mnie niespotykanym nigdy wcześniej u mnie podejściem, nadaje sens czynnościom zwykłym, nudnym i rutynowym. Sprawia, że pokrojenie ogórka zaczyna dawać satysfakcję. Precyzyjne nalanie wody do szklanki również. Odkrywam czynności codzienne na nowo i zaczynam je lubić. Odkrywam, że ilość posiadanego czasu jest subiektywna podobnie jak ilość czynności w nim wykonanych. Odkrywam, że wystarczy polubić to co na pozór wydaje się nudne i męczące, aby móc zrobić to sprawniej i być z siebie zadowolonym.

P.S. Napisałam to około tygodnia temu od razu po przeczytaniu książki "Koniec świata.Hard-boiled Wonderland". Miał być dalszy ciąg. Jednak niestety do chwili obecnej ten błogi stan jaki daje mi Murakami zdążył się już ulotnić. Dlatego pozostawię tak jak jest. Nie będę nic sztucznie sklecać, by dopełnić całości.

poniedziałek, 28 marca 2011

Druga strona

Strach. Gdzie jestem? Zgubiłam własne odnóża. Poplątały się a może odpadły? Nie czuję ich. Nie czuję. Dziwne jest uczucie nieczucia. Obce. Nie wiem co znaczy nie czuć. A jednak nie czuję. Blada ściana rozpościera się chłodem swym. Zasłania wnętrze. Coś zostało po drugiej stronie. Nie wiem czy to odnóża czy może głowa. Nie, głowa jest na miejscu. Czuję głowę. Ciąży mi. Przeszkadza. Widzę słońce, wiele słońc. Płomienie. Coś rozrywa jakąś cząstkę mnie.Ale nie wiem czym jest to coś. Pogubiły się fragmenty czasu.Nie płynie tak jak płynąć powinien. Niespójna całość. Nic do siebie nie pasuje. Wyłowić próbuję terazniejszość. Pływa liść po powierzchni. Zanurzył się. Zatonął.
Tu i teraz. Czyli gdzie? W chwili nieczułej? Ściana zaczyna falować. Unosi się. Odpływa. Płomienie wdzierają się nie zważając na wszechobecną wodę. Nic ich nie powstrzyma. To co ma płonąć, nie zgaśnie. A reszta niech zatonie. Czym różni się zatopiony liść od odnóży strawionych przez ogień? Od niespójnej całości, rozerwanej na strzępy przez moc płomieni? Widzę niezliczone liście. Niezliczone strzępy i popioły. Wszystko unosi się na powierzchni tworząc zasłonę dla przejrzystości. Wyciągam poplątane odnóża przed siebie a może za siebie. Nie umiem odróżnić już kierunku. Zgarniam cząstkę pływających strzępów czasu. Nic tam nie ma. To tylko strzępy. Nic tam nie dojrzysz. Co pozostało po drugiej stronie? Zadaję sobie pytanie. Skoro nie głowa ani nie odnóża. Skoro nie pozostało nic poza popiołem. To co pozostało po drugiej stronie, pytam się. Co pozostało?

piątek, 25 marca 2011

czwartek, 24 marca 2011

Wonderland

Najpierw to było tylko przeczucie. Ale wkrótce byłem już pewny, że z Miasta można uciec. To Miasto jest doskonałe. A doskonałość musi zawierać wszystkie możliwości. Właściwie tego nie można nazwać Miastem. To coś bardziej elastycznego, bardziej ogólnego. Jakby zmieniało swój kształt, eksponując wciąż nowe możliwości. Dlatego jeśli pragnę stąd uciec, to znaczy, że stąd musi być jakieś wyjście. Rozumiesz?

Puk puk!

Ktoś puka. Otwieram. Nietypowo. Na ogół nie zwracam uwagi. Dwie młode dziewczyny. Jedna z nich zadaje mi pytanie natury filozoficznej. Czy moim zdaniem  należy myśleć o przyszłości z nadzieją czy być pełnym obaw i raczej nie oczekiwać niczego dobrego w obecnych czasach... ? Odpowiadam wymijająco, że to zależy od punktu widzenia. Że zawsze lepiej być pełnym nadziei bez względu na czasy. Obie są bardzo zdenerwowane, jednej z nich dość wyraznie trzęsą się ręce, mimo to kontynuują rozmowę, zaznaczając jednocześnie, że nie zamierzają zająć mi dużo czasu. (Widzą, że nie mam czasu a rozmowę skutecznie utrudnia dziecko.) Jestem bardzo miła i przychylnie nastawiona, wyjątkowo jak na tego typu sytuację. Jednak jednocześnie zastanawiam się czy aby powinnam. Ale wiem, że to nawyk myślowy, z góry sugerujący, że nie należy wdawać się w tego typu rozmowy. Należy go pokonać. Więc wysłuchuję tych kilku zdań, które dziewczyna z trzęsącymi się dłońmi pragnie mi przekazać. Niewiele udaje się jej powiedzieć bo jest zbyt zdenerwowana. Może to jej pierwsza wyprawa "w teren"? Jest jednak bardzo miła. Obie emanują otwartością i jakby to ująć, rzadko spotykaną postawą dającą odczuć, że wierzą w to co mówią, że nie należą do powszechnego w tych czasach plemienia sceptyków, dla których wykazanie znudzenia i braku entuzjazmu do czegokolwiek jest sprawą nadrzędną i o dziwo powodem do dumy. Większość osób powiedziałaby, że mają wypisaną na twarzy naiwność lub też że są "nawiedzone". Większość zapewne uznałaby, że nie zasługują nawet na proste "przepraszam, ale nie mam czasu" i zamknęłaby im drzwi przed nosem ,zmierzywszy je uprzednio od stóp do głów wzrokiem pełnym pogardy. Ja jednak zawsze czułam solidarność z takimi osobami. Może dlatego, że sama zawsze czułam się tego typu "odmieńcem" pod wieloma względami... Być może stąd wiem jak czują się takie osoby. Są mi, bez względu na światopogląd jaki prezentują, o niebo bliższe niż reszta. Poczułam sympatię do tych dwóch dziewczyn. Przedstawiły się a także zapytały o moje imię. Dodały też, że może przy innej okazji uda nam się omówić szczegółowiej rzeczony temat. Nic na to nie odpowiedziałam. Nie wiem czy z grzeczności czy dlatego, że nie widzę nic złego w perspektywie takiej dyskusji. Oczywiście gdybym miała czas. Ale go nie mam. Ta krótka rozmowa wywołała uśmiech na mojej twarzy. Poprawił mi się humor. Bardzo chętnie porozmawiałabym dłużej. Mimo trzęsącego się głosu i dłoni zrozumiałam co chciały mi przekazać. Obie przekonane były, że należy mieć nadzieję. Pięknie jest mieć nadzieję. A jeszcze piękniej, gdy ktoś zapuka do drzwi tylko po to żeby to powiedzieć...

środa, 23 marca 2011

...

Twarz się śmieje,dusza płacze, twarz się śmieje w nadziei, że uda się jej przekonać upartą duszę do choć jednego bladego uśmiechu. Wciąż próbuje...

Rzeczywistość

Rzeczywistość przypomina mi przezroczystą, galaretowatą masę raz po raz wprawianą w drżenie. Liczne tu załamania i wybrzuszenia. W zależności, z której strony się spojrzy widać co innego, raz skurczone do mikroskopijnych rozmiarów, innym razem to samo przeraża swym ogromem. Bywa, że struktura jest do tego stopnia pofałdowana, że wydaje się, że nic tam nie ma, pusta przestrzeń, ale wystarczy nieznacznie przechylić głowę i już  widać jak bardzo się myliliśmy. Czasem ta galareta otacza nas tak ściśle, że trudno jest oddychać, coś niby  prześwituje, ale tak na prawdę wszystko jest odległe i stłumione przez tą dygoczącą powłokę. Zdarza się też, że przybiera ona formę bardziej stałą, czasem wysycha tworząc skorupę. Wtedy wszystko staje się wykrzywione, jakby zastygłe w bezruchu, unieruchomione w jakimś specyficznym kontekście. Wówczas wszystko widzimy przez pryzmat tegoż kontekstu. Wydaje się jakby świat zatrzymał się a my przyglądamy się mu bez końca z jednej i wciąż tej samej strony. Ma to zapewne swój cel. Może należy się dobrze przyjrzeć aby coś dojrzeć. Ale w takich chwilach oczy bywają ślepe, choć widzą wyraznie, to jednak tak na prawdę nic nie widzą. Skorupa to uniemożliwia. Czasem skorupa utrwala się do tego stopnia, że pozostaje skorupą na stałe. Wtedy błądzimy bez końca widząc świat jako stały i niezmienny twór. Czarne jest czarne, białe jest białe, a zielone zielone. Nie ma miejsca na odcienie czy przebarwienia. Wtedy konieczne bywa rozbicie skorupy w drobny pył, tak by nie pozostało nic, aby wszystko stworzyć od nowa. Niestety łatwo wpaść w podobny ciąg wydarzeń prowadzący do niebezpiecznego zgęstnienia galarety. Jedyna rada: cały czas mieszać. Wiosłować bez końca nie zatrzymując się ani na chwilę.
Jedynie ruch uchronić może przed bezruchem. I jeszcze jedna rada: nie traktować zbyt poważnie obrazów widzianych w otchłani kleistej mazi. To tylko gra świateł, nic poza tym...

poniedziałek, 21 marca 2011

niedziela, 20 marca 2011

Obudz lwa! Opuść stado!



Unless you drop your personality you will not be able to find your individuality. Individuality is given by existence; personality is imposed by the society. Personality is social convenience.

Society cannot tolerate individuality, because individuality will not follow like a sheep. Individuality has the quality of the lion; the lion moves alone. The sheep are always in the crowd, hoping that being in the crowd will feel cozy. Being in the crowd one feels more protected, secure. If somebody attacks, there is every possibility in a crowd to save yourself. But alone? - only the lions move alone.

And every one of you is born a lion, but the society goes on conditioning you, programming your mind as a sheep. It gives you a personality, a cozy personality, nice, very convenient, very obedient. Society wants slaves, not people who are absolutely dedicated to freedom. Society wants slaves because all the vested interests want obedience.
Osho One Seed Makes the Whole Earth Green Chapter 4
Commentary:
This card recalls an old Zen story, about a lion who was brought up by sheep and who thought he was a sheep until an old lion captured him and took him to a pond, where he showed him his own reflection. Many of us are like this lion - the image we have of ourselves comes not from our own direct experience but from the opinions of others. A "personality" imposed from the outside replaces the individuality that could have grown from within. We become just another sheep in the herd, unable to move freely and unconscious of our own true identity.

It's time to take a look at your own reflection in the pond, and make a move to break out of whatever you have been conditioned by others to believe about yourself. Dance, run, jog, do gibberish - whatever is needed to wake up the sleeping lion within.

Rebirth


In Zen you are coming from nowhere and you are going to nowhere. You are just now, here, neither coming nor going. Everything passes by you; your consciousness reflects it but it does not get identified. When a lion roars in front of a mirror, do you think the mirror roars? Or when the lion is gone and a child comes dancing, the mirror completely forgets about the lion and starts dancing with the child--do you think the mirror dances with the child? The mirror does nothing, it simply reflects. Your consciousness is only a mirror. Neither do you come, nor do you go. Things come and go. You become young, you become old; you are alive, you are dead. All these states are simply reflections in an eternal pool of consciousness.
Osho Osho Live Zen, Volume, 2 Chapter 16

Commentary:
This card depicts the evolution of consciousness as it is described by Friedrich Nietzsche in his book, Thus Spake Zarathustra. He speaks of the three levels of Camel, Lion and Child. The camel is sleepy, dull, self-satisfied. He lives in delusion, thinking he's a mountain peak, but really he is so concerned with others' opinions that he hardly has any energy of his own. Emerging from the camel is the lion. When we realize we've been missing life, we start saying no to the demands of others. We move out of the crowd, alone and proud, roaring our truth. But this is not the end. Finally the child emerges, neither acquiescent nor rebellious, but innocent and spontaneous and true to his own being. Whatever the space you're in right now--sleepy and depressed, or roaring and rebellious--be aware that it will evolve into something new if you allow it. It is a time of growth and change.

piątek, 18 marca 2011

-A właściwie po co wykopali ten dół?- spytałem.
-To nie ma znaczenia- odparł, podnosząc łyżkę do ust. -Oni kopią dla samego kopania. To zwyczajny dół.
-Nie rozumiem.
-To proste. Chcieli wykopać dół, więc go wykopali. Nic więcej.
Gryząc chleb, zastanawiałem się nad "zwyczajnym dołem".
-Oni czasem tak kopią- powiedział starzec. -To ani nie ma znaczenia, ani donikąd nie prowadzi. Ale to nieważne. Nikt przecież nie wymaga tutaj sensu ani nie usiłuje niczego osiągnąć. My tutaj wszyscy kopiemy swoje zwyczajne doły. Działanie bez celu, wysiłek bez efektów, droga donikąd- czyż to nie piękne? Nikogo nie można w ten sposób zranić. Nikt tu nikogo nie prześcignie. Nie ma wygranej ani przegranej.


 H.Murakami, Koniec świata i Hard-boiled Wonderland

wtorek, 15 marca 2011

Ptaki

Skrzydło na grzbiecie czasu uczepione powiewa, drży, jakby odfrunąć chciało zostawiwszy za sobą cały balast...
Przegrzane słońcem, zroszone łzami, naderwane, a może tylko sztucznie doklejone?
Jedno samotne na przekór symetrii.
Pragnie zerwać się do lotu.
Za tym murem nie ma nic,
tylko wiatr gwiżdże gnany pędem otwartej przestrzeni.
Ale skrzydło pragnie ujrzeć tą przestrzeń
Nie dba o jutro
Gdyby tylko mogło się odkleić lub zerwać pozostałe fragmenty łączące je z całością!
Ale całość dba o swą istotę. Pilnuje każdego szczegółu. Nic że to tylko jedno niemrawe, nieudolne, pierzaste odnóże, nic że niezdolne do lotu, nic że niezdatne do niczego. Instynkt każe mu tkwić tam gdzie je przylepiono. Aż odpadnie. A jak odpadnie to już jego ból. Całość nie ucierpi zbytnio. A może nawet odetchnie z ulgą, że nie musi już dbać o niewygodny szczegół.
Szczegóły bywają niewygodne
Szczegóły istotą rzeczy bywają
Czasem zapragną żyć własnym życiem. Nie pozwól na to.

Pozwolić.
Nie można.
Dbać.
Pilnuje.
Nie ucierpi.
Zatrzymaj się czasie! Wytęż wzrok i dojrzyj popiół jaki rozsiewasz.
Pozwól odejść szczegółom. Uwolnij słowa.
Niech wzlecą swobodnie. Niech staną się ptakami. Niech...

Obserwatorzy