Czwarta przeczytana. Uzależnienie. Nie od książek. Od stanu jaki wywołują. Pozostawiają po sobie pustą przestrzeń. Robią miejsce na nowe rzeczy, na nowe spojrzenie.Wymiatają to co stare, przegniłe i jakby to autor ujął, zbędne. Nie ma miejsca na graty, starocie, a jeśli już to takie które do czegoś konkretnego się przydadzą. O tak, należy być praktycznym!
Wykonywane czynności zyskują wyrazistość. Ręka precyzję, japońską precyzję można by rzec. Umysł rozjaśnia się pozbywając się tego co "zbyteczne".
Główny bohater wykonuje bardzo wiele niezbędnych czynności. Cały czas coś robi.
Oddaje mocz. Pije whisky. Odbywa stosunek. Przyrządza najwyśmienitsze potrawy,takie jak chociażby potrawa z resztek, której nazwy niestety nie pamiętam (O tak, potrawa z resztek ma po japońsku specjalną nazwę.). Nic się nie marnuje.
Ponad to dość często kręci głową (choć jak sam twierdzi to niczego nie rozwiązuje.), drapie się małym palcem w skroń, bądz też przygląda własnym dłoniom. Mimo to ma mnóstwo czasu.
Ma za dużo czasu. Nie zawsze wie jak go wykorzystać, jednak stara się.
I to jest uzależniające! To poczucie, posiadania zbyt dużej ilości czasu. Czytając Murakamiego nie mam poczucia straconego czasu. Nie, nie chodzi mi o to że czytanie książek to strata czasu, wręcz przeciwnie, mam na myśli sytuacje, kiedy tego czasu nie mamy, a jednak go wykorzystujemy na coś takiego jak czytanie książki. Nieraz rodzi się wtedy na wpół świadome poczucie winy spowodowane zaniechaniem czynności niezbędnych. Z Murakamim jest odwrotnie. Czytając go mam wrażenie jakbym robiła bardzo wiele pożytecznych rzeczy na raz. Czuję się rozluzniona i nadzwyczaj aktywna. Nie spieszy mi się. Bo czytam o bardzo dużej ilości czasu, którego wykorzystanie jest nie lada zadaniem. Ja też mam czas, nawet jeśli to złudzenie.. Ale przecież czy czas nie jest właśnie złudzeniem? Otóż to! Czytając uświadamiam to sobie z każdym przeczytanym słowem i to daje mi ukojenie.
Ale jest i efekt namacalny. Otóż paradoksalnie im więcej czytam tym więcej robię. Tym bardziej chce mi się robić cokolwiek. Murakami obdarowuje mnie niespotykanym nigdy wcześniej u mnie podejściem, nadaje sens czynnościom zwykłym, nudnym i rutynowym. Sprawia, że pokrojenie ogórka zaczyna dawać satysfakcję. Precyzyjne nalanie wody do szklanki również. Odkrywam czynności codzienne na nowo i zaczynam je lubić. Odkrywam, że ilość posiadanego czasu jest subiektywna podobnie jak ilość czynności w nim wykonanych. Odkrywam, że wystarczy polubić to co na pozór wydaje się nudne i męczące, aby móc zrobić to sprawniej i być z siebie zadowolonym.
P.S. Napisałam to około tygodnia temu od razu po przeczytaniu książki "Koniec świata.Hard-boiled Wonderland". Miał być dalszy ciąg. Jednak niestety do chwili obecnej ten błogi stan jaki daje mi Murakami zdążył się już ulotnić. Dlatego pozostawię tak jak jest. Nie będę nic sztucznie sklecać, by dopełnić całości.
wtorek, 29 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz