Rzeczywistość przypomina mi przezroczystą, galaretowatą masę raz po raz wprawianą w drżenie. Liczne tu załamania i wybrzuszenia. W zależności, z której strony się spojrzy widać co innego, raz skurczone do mikroskopijnych rozmiarów, innym razem to samo przeraża swym ogromem. Bywa, że struktura jest do tego stopnia pofałdowana, że wydaje się, że nic tam nie ma, pusta przestrzeń, ale wystarczy nieznacznie przechylić głowę i już widać jak bardzo się myliliśmy. Czasem ta galareta otacza nas tak ściśle, że trudno jest oddychać, coś niby prześwituje, ale tak na prawdę wszystko jest odległe i stłumione przez tą dygoczącą powłokę. Zdarza się też, że przybiera ona formę bardziej stałą, czasem wysycha tworząc skorupę. Wtedy wszystko staje się wykrzywione, jakby zastygłe w bezruchu, unieruchomione w jakimś specyficznym kontekście. Wówczas wszystko widzimy przez pryzmat tegoż kontekstu. Wydaje się jakby świat zatrzymał się a my przyglądamy się mu bez końca z jednej i wciąż tej samej strony. Ma to zapewne swój cel. Może należy się dobrze przyjrzeć aby coś dojrzeć. Ale w takich chwilach oczy bywają ślepe, choć widzą wyraznie, to jednak tak na prawdę nic nie widzą. Skorupa to uniemożliwia. Czasem skorupa utrwala się do tego stopnia, że pozostaje skorupą na stałe. Wtedy błądzimy bez końca widząc świat jako stały i niezmienny twór. Czarne jest czarne, białe jest białe, a zielone zielone. Nie ma miejsca na odcienie czy przebarwienia. Wtedy konieczne bywa rozbicie skorupy w drobny pył, tak by nie pozostało nic, aby wszystko stworzyć od nowa. Niestety łatwo wpaść w podobny ciąg wydarzeń prowadzący do niebezpiecznego zgęstnienia galarety. Jedyna rada: cały czas mieszać. Wiosłować bez końca nie zatrzymując się ani na chwilę.
Jedynie ruch uchronić może przed bezruchem. I jeszcze jedna rada: nie traktować zbyt poważnie obrazów widzianych w otchłani kleistej mazi. To tylko gra świateł, nic poza tym...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz