Po chwili w dziwnie mglisty sposób wyrosła tuż przed nią kobieta. Staruszka o wyglądzie czarownicy i dziwnie znajomym i ciepłym spojrzeniu. Przybyła tu aby odkryć pewną tajemnicę. Nie, to nie ona miała taki zamiar, to niebiosa sciągnęły ją tu po to, aby otworzyła przed Miką pewne drzwi. Drzwi, które musiały zostać otwarte, a których sama by nie udzwignęła. Kobieta wędrowała od wielu dni lecz nie było widać po niej zmęczenia. Emanował od niej niezwykle kojący spokój. Mika poczuła, że nie należy ona do tego jakże nędznego świata a jedynie znalazła się na nim po to, aby ona mogła poczuć ukojenie. Zaprosiła kobietę do siebie jednak ta odmówiła. Milczała przeszywając ją jednocześnie tym znajomym spojrzeniem. Usiadła obok na skale. Mika zaczęła czuć niepokój. Chłód i żar zarazem. Drżenie serca i duszy. Wszystkie możliwe uczucia i odczucia jakich doświadczyła do tej pory skumulowały się w tej jednej chwili. Chciała uciec, ale było za pózno. Czas zatrzymawszy się nagle zaczął pędzić we wszystkie strony jednocześnie. Coś rozrywało jej duszę. Czuła to, a nawet widziała odbijające się w toni morskiej iskry i odłamki, cień bitwy toczonej w każdym atomie przestrzeni jaka wypełniona była jej jestestwem. Wszystkie kolory, zapachy, dzwięki zostały wchłonięte, przez to coś.Wszystko stało się obłokiem, który zastygł w prędkości przekraczającej ludzkie pojmowanie.
Kobieta wyciągnęła z kieszeni kwadratowe pudełko o barwie zgniłych wiśni, podała je Mice i odeszła.Zniknęła tak nagle jak się pojawiła pozostawiając po sobie mgłę w całej okolicy. Mgła ta miała potem utrzymywać się bez przerwy przez miesiąc tworząc w umyśle Miki wrażenie niejasności.
Długo jeszcze siedziała w miejscu zanim dotarło do niej, że niebo postanowiło zatopić ją wraz ze wszystkimi jej smutkami nie zważając na to czy jest to odpowiedni moment. Schowała dziwne pudełko, które otrzymała przed chwilą do torby i skierowała się w kierunku trzech sosen, po których zawsze poznawała drogę do domu. Tym razem wyglądały nieco inaczej przytłoczone cieżarem deszczu, którym nasiąkły. Niesamowity kształt jaki miały ich gałęzie tym razem stał się całkiem zwyczajny, przemoczony.
Często miewała sny, które przemawiały do niej w sposób tak jawny i oczywisty, że nie musiała nawet się wysilać, aby je zinterpretować. Po prostu coś działo się wokół niej a ona świadoma, że śni odczytywała to jako wskazówkę lub zapowiedz jakichś wydarzeń. Nabywała trudną do wyjaśnienia pewność. Jednak nie czuła się przez to pewniej ani bezpieczniej. Wręcz przeciwnie, lęki rosły. Bo żadna pewność, ani ta ze snu ani ta nabyta na podstawie faktów rzeczywistych nie była wystarczająca. Zawsze mogła się mylić… Im większą pewność nabywała tym bardziej bolesne były wątpliwości. Dlatego dar, który posiadała nie pomagał jej a szkodził. Często wolała nic nie wiedzieć i po prostu mieć nadzieję niż wiedzieć, że jest tak bądź przeciwnie i czuć lęk, że może jednak się myli.
środa, 24 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz