Szła ścieżką z głową spuszczoną, jak ktoś kto coś zgubił i po raz kolejny przemierzając tą samą drogę stara się to odnalezć. Ona nie szukała niczego a jedynie nastrój sprawiał,że tego dnia to co na ziemi interesowało ją bardziej niż zawartość niebios. Zwyczajowo starała się, aby nie rozdeptać przypadkiem jakiejś istoty żywej, nawet jeśli było to tylko zdzbło trawy. Nie lubiła krzywdzić innych. Wolała już sama cierpieć niż być przyczyną czyjejś krzywdy. Marzyła o stanie błogości kiedy to nikt nie mógłby być przez nią skrzywdzony. Nawet mimo woli. Aby mogła być tego pewna, że nikogo nie krzywdzi bez ciągłego analizowania swojego postępowania. Marzyła o wolności sumienia, o pozbyciu się poczucia winy. Do tej pory wydawało jej się, że nie czuje się winna. Zepchnęła ten fakt z pola świadomości do tego stopnia, że wydawało jej się, że wszystko co robi robi celowo, że to ona ma władze nad wydarzeniami, że...
Ale tak nie było. Tak naprawdę sama nie wiedziała czego chce, nie pozwoliła sobie na to aby się dowiedzieć. Odpychała to wciąż dalej i dalej od siebie, jakby jej pragnienia miały zamiar ją udusić. Jakby robienie w życiu tego co chciała miało doprowadzić do jakiejś katastrofy. A katastrofy działy się w jej życiu każdego dnia choć o tym nie wiedziała. Każdego dnia pogrążała się coraz bardziej myśląc, że podąża w stronę upragnionego celu. A cel leżał gdzieś w kącie zakurzony po przeciwnej stronie lustra. Czy miała szanse do niego dotrzeć?
Musiała rozbić lustro.
środa, 17 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz