Dotarła do celu... wędrówki. Dalej była już tylko twarda ściana. Widziała ją. Wiedziała, że musi się zatrzymać, ale szła dalej i dalej. Miała sen. Zobaczyła wszystko czego miała doświadczyć, jeśli się nie zatrzyma, mimo to nie zatrzymała się. Emocje ją zwiodły. Odtąd każdy dzień zdawał się mówić: Nie jesteś już u siebie. Wstąpiłaś na niewłaściwą stronę światła. Ale co znaczy "niewłaściwa" strona? Kto może wiedzieć co jest "niewłaściwe"? Czy istnieje w ogóle coś takiego? Nie słuchała głosu, który odtąd nie milknął ani na chwilę. Potem przyzwyczaiła się do tego głosu. Stał się nieodłącznym tłem. Nadawał wyraz wszystkiemu. Wszystko stało się podszyte cierpieniem, z niewiadomych przyczyn jakby zamierzonym. Chciała cierpieć? Masochizm? A może czuła się winna? I pragnęła się ukarać. Tak, niezliczone są winy ludzkie. A ona wiedziała, że nie jest doskonała. Że sama nieraz zadawała cierpienie. Że nie potrafiła zaprzestać. Nie znała granic. I teraz dotarła do granicy. Granicy, która oznaczała niekończące się uderzanie głową w mur. Aż się roztrzaska lub otrzezwieje, ocaleje... Nie chciała otrzezwiec. Bała się, że dla niej nie ma już innej drogi. Wiedziała, że sama wybrała i zniesie wszystko. Taki był cel wędrówki. Szlachetny cel. Mogła się wykazać. Bez końca się wykazywać uderzając mocniej i mocniej udowadniając sobie jak wiele jest w stanie znieść, w szczytnym celu... A głosy nie milkły. Znaki były wszechobecne. Sny nawiedzały ją, męczyły, pokazywały coraz dobitniej czym jest to co wybrała. Zadawały pytania. Dlaczego? Po co się unicestwiać? Masz dar. Wykorzystaj go bo złem jest ucieczka od marzeń, nie od raz zawzięcie podjętej decyzji. Co się stanie? Nic nie może się stać złego, gdy porzucisz złą drogę. Twój cel jest gdzie indziej, ujrzyj go! Nie zamykaj oczu na prawdę! Cierpienie nie jest celem! To tylko złudne przeświadczenie o winie. Nie musisz się karać. Jesteś cudem. Odbuduj skrzydła i wznieś się wysoko ponad poziom wybranej drogi.
Milczenie. Co czynić? Jak mam się wznieść jeśli nogi mam przytwierdzone do podłoża?-pytała.
Uwolnij nogi uwalniając umysł. Tylko wolny umysł może zrodzić zmianę.
Zapomniała o swoim miejscu. Nigdzie już nie była u siebie. Miejsce ją zdradziło. Podsunęło jej złą drogę. Znienawidziła to miejsce, choć miejsce nie było niczemu winne. Dała się zwieść, bo zbyt zaufała swojej pewności, swojej odkrytej na nowo tożsamości. Nie miała tożsamości. Bo po co jej tożsamość? Czym jest tożsamość jeśli nie sztucznie stworzoną granicą? Sama stworzyła sobie granicę, którą teraz musiała przekroczyć, aby uwolnić się od siebie samej. Nie, nie od siebie! Od swojego sztucznie stworzonego wizerunku. Od łańcucha, którym sama skuła sobie nogi.
Precz z łańcuchem, precz z tożsamością! Dajcie mi skrzydła! Oddajcie! Dlaczego nie mogę poruszyć żadnym ze skrzydeł? Zamarzły? Zardzewiały? Znieruchomiały z przerażenia? Ze strachu, że nigdy już się nie wzniosą? Że nigdy nie poszybują swobodnie w upragnionym kierunku? Tak, strach bywa paraliżujący. Ale trzeba pokonać strach, bo to najtrwalsza z granic, choć jest tylko iluzją. Urojeniem chorego umysłu. Pokonaj strach, mówi głos, a skrzydła odzyskają swą siłę! Uwolnij umysł a wzniesiesz się ponad wszystkie istniejące i nieistniejące granice................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz