poniedziałek, 2 stycznia 2012

(...) i z majestatu wszelkich marzeń jestem pomocnikiem księgowego w mieście Lizbona. 
Ale kontrast nie miażdży mnie - uwalnia, a ironia, jaka w nim tkwi, jest moją krwią. To, co powinno mnie upokarzać, jest moim sztandarem, który rozpościeram, a śmiech, jakim powinienem śmiać się z siebie samego, jest dźwiękiem trąbki, którym pozdrawiam i tworzę jutrzenkę, w jaką się zmieniam. 

O, nocna chwało bycia wielkim, nie będąc nikim! 
Ciemny majestat nieznanego splendoru... I nagle odczuwam, rozumiem wzniosłość mnicha w pustelni, pustelnika w jego ustroniu, przenikniętym substancją Chrystusa w piaskach i jaskiniach oddalenia. 
I przy stole w moim pokoju jestem mniej szablonowy, ja, anonimowy urzędnik, piszę słowa, tak jakbym chciał zbawić mą duszę(...) pierścień wyrzeczenia noszę na mym palcu ewangelicznym, klejnot nieruchomy mej ekstatycznej pogardy, pełnej uniesienia.

F.Pessoa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy