W tle widać krążące myśli
Bezładnie i chaotycznie
Niczym sępy natrętne
Niczym wiatr obojętne
Gdzieś tam tli się jakiś płomień
To strach wciąż podsycany obłędem
Panika
Gdy podejdziesz bliżej możesz się zarazić
Możesz wciągnąć się w ten wir
Bezwiednie
Bezwolnie
Bez udziału własnego
Automatycznie
Strach miesza się tu z odcieniem ciszy
Zatraca się w chaosie
Gubi się w zakolach zadumy
Nie myśl, że to codzienność
To kropla wieczna zastygła w soplu czasu
Wetknięta pomiędzy kartki pamięci
Ta, która spłynęła prosto z lodowca
Prosto do serca wulkanu.
czwartek, 31 grudnia 2009
wtorek, 29 grudnia 2009
sobota, 26 grudnia 2009
Nigdy nie myślałam na poważnie, żeby się zabić. Zawsze miałam jakiś powód, żeby nie chcieć. Choć wierzyłam, że śmierć to wyzwolenie jednak czułam też, że nie tędy droga. Właściwie było w moim życiu wiele chwil, w których nie chciałam żyć, nie chciałam istnieć, ale nigdy nie chciałam też się zabić. Może to wydać się dziwne biorąc pod uwagę, że w mojej rodzinie były przypadki skutecznych samobójstw, ale ja po prostu nie chciałam. Tak jak można stwierdzić, że nie chce się obiadu bo na przykład nie jest się głodnym, tak ja nigdy nie chciałam się zabić choć były chwile, że śmierci pragnęłam z całych sił. Być może ten szczęśliwy zbieg okoliczności wynika z faktu, że unikam odpowiedzialności? Możliwe... Że cokolwiek bym nie zrobiła zawsze boję się, że będę żałować? Że zawsze bałam się wykonać jakikolwiek krok, który zależałby tylko ode mnie, bo nie byłoby na kogo zrzucić odpowiedzialności? Że zawsze bałam się, że mogę zrobić coś od czego nie będzie odwrotu? Możliwe...
Gdyby ktoś zabił mnie sprawa wyglądała by inaczej. Pewnie nie błagałabym o litość. Ale sama podjać się takiego wyzwania? Nie, nie ma szans.
Jednak gdy spojrzę na sprawę z drugiej strony, widzę zarysy innych możliwych przyczyn. Zawsze miałam też nadzieję. Zawsze wierzyłam, że mam misję do spełnienia, że jestem światu potrzebna. Że ja bez świata mogę się obyć, ale on beze mnie nie. Że urodziłam się po coś i że na pewno kiedyś dowiem się co to jest.
Dalej wierzę, że się kiedyś dowiem. Dalej wierzę, że jestem tu potrzebna. Powiem więcej, wierzę, że wszystko, co mnie spotkało złego, miało miejsce po to, żebym teraz mogła to napisać. Wydarzyło się w jakimś celu, którego być może jeszcze nie znam, ale niedługo poznam. Teraz już nawet nie chcę się "wyzwolić":)
Gdyby ktoś zabił mnie sprawa wyglądała by inaczej. Pewnie nie błagałabym o litość. Ale sama podjać się takiego wyzwania? Nie, nie ma szans.
Jednak gdy spojrzę na sprawę z drugiej strony, widzę zarysy innych możliwych przyczyn. Zawsze miałam też nadzieję. Zawsze wierzyłam, że mam misję do spełnienia, że jestem światu potrzebna. Że ja bez świata mogę się obyć, ale on beze mnie nie. Że urodziłam się po coś i że na pewno kiedyś dowiem się co to jest.
Dalej wierzę, że się kiedyś dowiem. Dalej wierzę, że jestem tu potrzebna. Powiem więcej, wierzę, że wszystko, co mnie spotkało złego, miało miejsce po to, żebym teraz mogła to napisać. Wydarzyło się w jakimś celu, którego być może jeszcze nie znam, ale niedługo poznam. Teraz już nawet nie chcę się "wyzwolić":)
poniedziałek, 21 grudnia 2009
Jak uwolnić się od chaosu? Znowu zaczyna nade mną panować. Dlaczego nie potrafię osiągnąć równowagi?
Dlaczego wszystko jest jak niezliczona ilość części różnych całości? Jak elementy różnych układanek.. Nic do niczego nie pasuje. Nie da się tego ogarnąć, ani myślą ani słowem.
Gdy próbuję odnalezć siebie w tej niekończącej się szamotaninie, gubię się jeszcze bardziej. Gdy już wydaje mi się, że odkryłam cel swej wędrówki, po chwili niknie on niczym gasnący płomień świecy.
Dlaczego wszystko jest jak we śnie, jak zjawy krążące wokół ? Wydaje się jaśnieć swą wyrazistością do chwili, aż próbuję to uchwycić. Wtedy rozpływa się jak we mgle, znika nagle jakby w ogóle nie istniało, jakby było jedynie złudzeniem.
Dlaczego wszystko jest jak niezliczona ilość części różnych całości? Jak elementy różnych układanek.. Nic do niczego nie pasuje. Nie da się tego ogarnąć, ani myślą ani słowem.
Gdy próbuję odnalezć siebie w tej niekończącej się szamotaninie, gubię się jeszcze bardziej. Gdy już wydaje mi się, że odkryłam cel swej wędrówki, po chwili niknie on niczym gasnący płomień świecy.
Dlaczego wszystko jest jak we śnie, jak zjawy krążące wokół ? Wydaje się jaśnieć swą wyrazistością do chwili, aż próbuję to uchwycić. Wtedy rozpływa się jak we mgle, znika nagle jakby w ogóle nie istniało, jakby było jedynie złudzeniem.
piątek, 18 grudnia 2009
Gdy dopada nas zbieg okoliczności, w pierwszej chwili nie zastanawiamy się nad tym. Czyste zaskoczenie, czasem wręcz znieruchomienie, może radość lub smutek, w zależności od charakteru wydarzenia- oto emocje jakie się wtedy pojawiają. Gdy jednak oczy przyzwyczają się do nowej sytuacji a nowe brzmienie i barwa otoczenia wnikną w nas i przepełnią sobą naszą percepcję, wówczas często przechodzimy nad faktem do porządku dziennego. Nie drążymy przyczyn ani skutków, nie zagłębiamy się w sens zmiany jaka nadeszła, a jedynie trwamy nadal w swoim zamyśleniu lub jego braku, w swoich nawykach codziennych, zamiłowaniach i rutynowych zajęciach. Aż tu nagle, po chwili niedługiej, może nawet krótszej niż czas trwania jednej myśli to co nadeszło tak niespodziewanie stapia się niczym zamarzająca woda z naszą własną, swojską oczywistością. Jest tu i teraz, bez zastanowienia, bez przyczyny czy skutku. Po prostu.
Jedyne co przychodzi nam na myśl w odniesieniu do tej jakże zwyczajnej kolei rzeczy to płynność wydarzeń. Jakby wszystko było na swoim miejscu, trwało wciąż niezmienione i nieporuszone. Tak, płynność to właściwe słowo. Płynnością nazwać można też naszą w tym rolę, nasz znikomy udział w wydarzeniach, tych przewidzianych i tych nieoczekiwanych. Płynny charakter ma podążanie i nadążanie za wciąż zmieniającymi się barwami, odcieniami i brzmieniem faktów, odczuć i złudzeń, które zlewają się w jednolitą masę. Jakby ktoś mieszał nieustannie wszystkie składniki, skrupulatnie i z wielkim poświęceniem, aby jak najszybciej osiągnąć konsystencję pożądaną przez ogół smakoszy.
Tak, my jako my giniemy bezpowrotnie zmiażdżeni wśród licznych składników-wydarzeń, tych przewidzianych i tych nieoczekiwanych. Konsystencja jest idealna, idealna barwa, idealny smak. Wszystko niczym masa tortu, zamknięte w płynności i różnorodnej jednolitości idealnie stopionych ze sobą składników.
Gdy chcemy się wyodrębnić całość bierze szlag.
Jedyne co przychodzi nam na myśl w odniesieniu do tej jakże zwyczajnej kolei rzeczy to płynność wydarzeń. Jakby wszystko było na swoim miejscu, trwało wciąż niezmienione i nieporuszone. Tak, płynność to właściwe słowo. Płynnością nazwać można też naszą w tym rolę, nasz znikomy udział w wydarzeniach, tych przewidzianych i tych nieoczekiwanych. Płynny charakter ma podążanie i nadążanie za wciąż zmieniającymi się barwami, odcieniami i brzmieniem faktów, odczuć i złudzeń, które zlewają się w jednolitą masę. Jakby ktoś mieszał nieustannie wszystkie składniki, skrupulatnie i z wielkim poświęceniem, aby jak najszybciej osiągnąć konsystencję pożądaną przez ogół smakoszy.
Tak, my jako my giniemy bezpowrotnie zmiażdżeni wśród licznych składników-wydarzeń, tych przewidzianych i tych nieoczekiwanych. Konsystencja jest idealna, idealna barwa, idealny smak. Wszystko niczym masa tortu, zamknięte w płynności i różnorodnej jednolitości idealnie stopionych ze sobą składników.
Gdy chcemy się wyodrębnić całość bierze szlag.
niedziela, 13 grudnia 2009
piątek, 11 grudnia 2009
Zdarza się, że czas zwalnia nagle... Wydaje się sączyć zdarzenia jak przez sito.
Toczy się powoli niczym walec, jakby miał zamiar odbić na piasku ślad wydarzeń z dokładnością fotograficzną. Aby wszystko pozostało wyrazne, aby nic się nie zatarło ani nie spłynęło z deszczem.
Wtedy powstaje wrażenie jakby stanął w miejscu. Jakby nie istniał.
Wszystko wokół wiruje, pędzi dokądś w tempie zatrważającym, a my jesteśmy gdzieś w środku, zastygli w bezruchu, zamknięci w szklanej bańce chroniącej nas przed światem, oddzielającej od rzeczywistości. Nic nie ma do nas dostępu, wszystko jest poza nami, odległe niczym zaświaty.
Dzwięk serca, szum duszy mieszający się z odgłosem docierających raz po raz krótkich, ledwo słyszalnych fragmentów świata zewnętrznego.
I nagle... wątpliwość.
Myśl zaczyna się rodzić w sercu niepojęta. Rosnąć i wypełniać wszystko po brzegi.
Czy to nie sen? Czy aby chwila ta nie była jedynie złudzeniem?
Choć trwa wiecznie... jednak jest ulotna, nieuchwytna niczym wiatr, niczym przebłysk nadziei...
To ta wątpliwość. To ona niszczy wszystko. To ona zasiewa ziarno klęski w sercu i duszy.
I nagle... powrót na ziemie. Tak to był sen.
Wspomnienie pozostaje na zawsze nieuświadomione, wyparte gdzieś na dno, na kraniec myśli, na skraj słowa.
Znika na zawsze...a jednak nie do końca. Pozostaje cząstką emocji, która gdzieś tam tkwi głęboko skryta a jednocześnie malująca na twarzy po świata kres ten jakże wyrazny i dobitnie oczywisty wyraz cierpienia...
Toczy się powoli niczym walec, jakby miał zamiar odbić na piasku ślad wydarzeń z dokładnością fotograficzną. Aby wszystko pozostało wyrazne, aby nic się nie zatarło ani nie spłynęło z deszczem.
Wtedy powstaje wrażenie jakby stanął w miejscu. Jakby nie istniał.
Wszystko wokół wiruje, pędzi dokądś w tempie zatrważającym, a my jesteśmy gdzieś w środku, zastygli w bezruchu, zamknięci w szklanej bańce chroniącej nas przed światem, oddzielającej od rzeczywistości. Nic nie ma do nas dostępu, wszystko jest poza nami, odległe niczym zaświaty.
Dzwięk serca, szum duszy mieszający się z odgłosem docierających raz po raz krótkich, ledwo słyszalnych fragmentów świata zewnętrznego.
I nagle... wątpliwość.
Myśl zaczyna się rodzić w sercu niepojęta. Rosnąć i wypełniać wszystko po brzegi.
Czy to nie sen? Czy aby chwila ta nie była jedynie złudzeniem?
Choć trwa wiecznie... jednak jest ulotna, nieuchwytna niczym wiatr, niczym przebłysk nadziei...
To ta wątpliwość. To ona niszczy wszystko. To ona zasiewa ziarno klęski w sercu i duszy.
I nagle... powrót na ziemie. Tak to był sen.
Wspomnienie pozostaje na zawsze nieuświadomione, wyparte gdzieś na dno, na kraniec myśli, na skraj słowa.
Znika na zawsze...a jednak nie do końca. Pozostaje cząstką emocji, która gdzieś tam tkwi głęboko skryta a jednocześnie malująca na twarzy po świata kres ten jakże wyrazny i dobitnie oczywisty wyraz cierpienia...
poniedziałek, 7 grudnia 2009
niedziela, 6 grudnia 2009
sobota, 5 grudnia 2009
trzy kropki na końcu słowa
wytarte i rozmyte
niedopowiedzenie
dwuznaczność
co masz na myśli?
nic
tak tylko chce sprawić wrażenie
tylko zmylić
chodzi mi o to, że nie wiem
nie wiem co
nie wiem jak
nie chce wiedzieć
kto wie?
...
ale co?
lepiej pozostawić trzy kropki na końcu słowa
wtedy nic nie jest jasne
o to chodzi
chaos w słowie jest zamierzony
drzewo stoi i nie wie
a kto wie?
ale o czym?
...
Nie wiem kto nie wiem jak nie wiem po co
Ale czy na pewno?
wytarte i rozmyte
niedopowiedzenie
dwuznaczność
co masz na myśli?
nic
tak tylko chce sprawić wrażenie
tylko zmylić
chodzi mi o to, że nie wiem
nie wiem co
nie wiem jak
nie chce wiedzieć
kto wie?
...
ale co?
lepiej pozostawić trzy kropki na końcu słowa
wtedy nic nie jest jasne
o to chodzi
chaos w słowie jest zamierzony
drzewo stoi i nie wie
a kto wie?
ale o czym?
...
Nie wiem kto nie wiem jak nie wiem po co
Ale czy na pewno?
Jest taka metoda. Zadajesz sobie w myślach pytanie i otwierasz dowolną książkę w dowolnym miejscu. To co tam znajdziesz będzie odpowiedzią. Ostatnio o tym przeczytałam ale zdarzało mi się w ten sposób próbować odkryć los dawno temu, zanim zaczęłam zajmować się tarotem. Właściwie mogło by się wydawać, że jest to pomysł nieco "naciągany". No bo jak może się mieć treść jakiejś tam książki do tego co nas trapi? Jaki związek jest pomiędzy nimi? Żaden. Ale mimo to uważam, że jest sens w tej metodzie. Tak samo jak we wszystkich innych metodach służących poznaniu przyszłości bądz odpowiedzi na jakieś pytanie. Jeśli uznać oczywiście, że samo poznawanie przyszłości ma sens... Ale powiedzmy, że nie chodzi tu o przyszłość a bardziej o poradę w sytuacjach, w których nie wiemy jak postąpić.
Sens tej metody tkwi w fakcie a może założeniu, że odpowiedz na każde pytanie jakie mogłoby nam przyjść do głowy jest w nas samych, w naszej podświadomości. Ale dostęp do niej jest zablokowany przez zmysły, które sprawiają, że wszystko wydaje się nam takim jakie widzimy, słyszymy i czujemy. Do poznania jej możemy użyć dowolnego narzędzia. Czy będzie to książka, tarot, szklana kula czy też fusy kawowe. Cokolwiek.
Najważniejsza jest jednak wiara, że to czym się posługujemy to klucz do odpowiedzi.
Że poznamy tą odpowiedz i że będzie prawdziwa.
Czy każdy może poznać odpowiedz? Każdy kto wystarczająco chce, wystarczająco wierzy i ma wystarczająco dużo siły aby nie dać się omamić zmysłom.
Sens tej metody tkwi w fakcie a może założeniu, że odpowiedz na każde pytanie jakie mogłoby nam przyjść do głowy jest w nas samych, w naszej podświadomości. Ale dostęp do niej jest zablokowany przez zmysły, które sprawiają, że wszystko wydaje się nam takim jakie widzimy, słyszymy i czujemy. Do poznania jej możemy użyć dowolnego narzędzia. Czy będzie to książka, tarot, szklana kula czy też fusy kawowe. Cokolwiek.
Najważniejsza jest jednak wiara, że to czym się posługujemy to klucz do odpowiedzi.
Że poznamy tą odpowiedz i że będzie prawdziwa.
Czy każdy może poznać odpowiedz? Każdy kto wystarczająco chce, wystarczająco wierzy i ma wystarczająco dużo siły aby nie dać się omamić zmysłom.
piątek, 4 grudnia 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)