czwartek, 4 lutego 2010

*
Mika po raz kolejny wyjrzała przez okno. Oparta o szybę trwała tak jakby miała zaraz stopić się z nią w jeden sopel lodu. Lub jakby chciała spłynąć po niej roztopiwszy się najpierw. Nikt nie nadchodził. Czy to możliwe? Przecież miała przeczucie! A przeczucia jej nigdy nie myliły. Znowu poczęły rodzić się wątpliwości. Znowu zachwiała się w posadach swej pewności jakże ulotnej i nieczęstej. W takich chwilach zawsze pojawiało się to samo odczucie podobne do snu, w którym zaczynamy mieć świadomość, że śnimy. Wrażenie, że nie nadążamy za wydarzeniami, że zamyśliliśmy się tak głęboko, że nic nie jest w stanie nas wyrwać z tego odrętwienia, nawet najsilniejszy podmuch wiatru. Zawsze gdy zjawiało się to odczucie, na nowo zaczynała mieć wątpliwości. Lub odwrotnie, gdy zaczynała wątpić w to co jeszcze przed chwilą wydawało się graniczyć z pewnością, wtedy pojawiało się to wrażenie. Nigdy nie zastanawiała się nad tym ani nie próbowała tego nazwać. Właściwie można powiedzieć, że nie była nawet tego świadoma. Po prostu zastygała nagle straciwszy zupełnie poczucie czasu.
Dzwięk dzwonka... nagle dobiegł z oddali. Tak wyrazny, że zerwała się jak rażona piorunem. Jednak wątpliwości wróciły. To na pewno złudzenie. Lecz nie! Po chwili znów rozległ się ten znienawidzony przez jej uszy hałas. Podeszła do drzwi, wyciągnęła dłoń w stronę przycisku i... obudziła się. Dlaczego sny zawsze pojawiają się w najmniej pożądanym momencie? Czy nie mogło jej się to przyśnić dzień wcześniej? Wtedy wszystko wyglądało by inaczej. Wtedy nie musiałaby marzyć o tym aby cofnąć czas.Wtedy być może nic by się nie zmieniło. Może nawet nie zauważyłaby.. Nie pojawiły by się wątpliwości.
Morze tego dnia było niespokojne. Fale rozbijały się o mrok niczym o skałę przybrzeżną. Nic nie było takie samo. Coś jednak pozostało. Wątpliwości.

Szarość skał… Tak bardzo lubiła się w nią wpatrywać. Trwać tak bez ruchu aż do oczu zaczną napływać łzy.. z przyczyny czysto mechanicznej, wywołane nie tak jak zwykle smutkiem, rozpaczą czy bólem istnienia tylko najzwyklejszym bólem oczu.Trwac tak, aż będzie musiała opuścić powieki i oddać się bezgranicznej ciemności. Tak, ciemność wpływała na nią niezwykle kojąco. W ciemności czuła się bezpiecznie. Jakby ktoś nagle otulił ją szalem ukojenia. Jakby ciemność sprawić miała, że wszystkie jakże realne i wciąż obecne niebezpieczeństwa odpłyną gdzieś skąd nie będą miały do niej dostępu. Wszystkie lęki zapadały wówczas w sen a jedyne co pozostawało to błoga cisza i brak jakichkolwiek bodzców.

Niestety zawsze nadchodziła ta okropna chwila kiedy należało otworzyć oczy i powrócić do świata. Wtedy wszystkie straszydła pojawiały się na nowo i z jeszcze większą siłą zaczynały panować nad jej życiem.Jakby chciały nadrobić tą chwilę błogości.

Tak na prawdę wcale nie lubiła szarego koloru. Wszystko co monotonne i bez wyrazu napawało ją wstrętem. Być może dlatego, że kojarzyło jej się ze smakiem potraw, którymi była karmiona w dzieciństwie, a może po prostu dlatego, że nie lubiła wszystkiego co nudne i powtarzające się. Jednak skały miały w sobie coś innego, coś co sprawiało, że ich barwa wcale nie była monotonna, choć nigdy się nie zmieniała. Coś powodowało, że za każdym razem kiedy się w nie wpatrywała widziała co innego. Tym razem było to wspomnienie pewnego wydarzenia z przeszłości. Zawsze dokonywała jakichś odkryć podczas owego wpatrywania się. Tym razem jednak nic nowego nie udało się jej ustalić. Może dlatego, że akurat to wydarzenie było dla niej całkowicie niejasne. Nie potrafiła pojąć ani w najmniejszym stopniu jego sensu ani celu.
Może gdyby nie ten wiatr? Może wówczas nie natrafiła by na tą jakże rozczarowującą pustkę na końcu myśli? Ale wiatr nic sobie nie robił z jej rozczarowania. On władał tą przestrzenią od zawsze a to ona była tu gościem. Nieproszonym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy