Jakie to dziwne. Wnioski pojawiają się same z siebie, niespodziewanie, od tak przychodzą, a potem nieraz odchodzą aby zniknąć bezpowrotnie lub ponownie wyłonić się za jakiś czas z odmętów nieświadomości. Czasem przeczytana książka, czasem sen, czasem coś zupełnie nieokreślonego je wywołuje. Pojawiają się dokładnie wtedy kiedy są potrzebne. Są odzwierciedleniem życia. Jakie życie takie wnioski. Gdy chaos panoszy się w życiu nie można się dziwić, że i wnioski są chaotyczne. Sprzeczne. Wykluczające się nawzajem. Jak mogą się wykluczać? Więc muszą być błędne. Lecz co znaczy "błędne"? Wszystko można uznać za błędne jeśli się przyjmie odpowiednie kryteria lub też wszystko uznać za słuszne. W tej sferze panuje dowolność. Dowolność wniosków. Logiczne wnioski? Czy muszą być logiczne? Przecież rzeczywistość nie zawsze taka jest! Logika nie ma tu nic do rzeczy! Więc może należałoby użyć innego określenia? Bo określenie "wnioski" ściśle wiąże się z logicznym pojmowaniem rzeczywistości. Wnioski może wyciągać tylko ktoś kto myśli logicznie, czyż nie? Inaczej nazwałoby się to raczej bredzeniem... No cóż. Czy należę do osób myślących logicznie? Może czasem? A może na ogół nie? Może nigdy? Może to co przewija się bezwiednie przez mój umysł to nawet nie myślenie? Może to swobodny potok skojarzeń, spostrzeżeń, odczuć i przeczuć? Może. A więc bredzę?
Jak odróżnić bredzenie?
Czasem chciałoby się zweryfikować jakoś swoje bredzenie, swoje wnioski. Mieć jakiś punkt odniesienia. Móc skonfrontować domniemaną logikę swego bredzenia z rzeczywistością. Oczywiście żadna weryfikacja nie jest pewna, może nawet nic nie znaczy. Ale to zawsze jakiś punkt odniesienia. Pokrzepienie. Może w jakimś stopniu ułatwi odróżnienie bredni od iluzorycznej prawdy.
Wniosek-brednia wyłania się nagle, przyjmuje najpierw formę dziwnego niepokoju, coś rodzi się w bólu, lecz jeszcze nie wiadomo co to jest. Po chwili sprawa zaczyna się krystalizować. Przybiera jakąś formę, uzależnioną być może od przypadku? A może od logiki?
Zaczyna mieć jakiś kształt. Lecz z pierwszym drżącym jawieniem się zaczątków kształtu, pojawia się też pierwsza wątpliwość. Czy aby...? Jej rozmiar też zależy od przypadku. Bo na pewno nie od logiki. Tu możemy mieć pewność. (?)
Forma. Wyłaniający się kolor. Wątpliwość. Ślad jakby smaku, a może zapachu. Coś nieokreślonego. Brzmienie. Wątpliwość.
I jeszcze raz wątpliwość.
Morze wątpliwości.
Tak, umysł to nie najlepszy doradca. Mój zawodzi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz