Czasem trzeba zdecydować czy woli się prawdę czy przekonanie o czymś. Czasem prawda burzy wszelkie przekonania i stawia oko w oko z bólem, przed którym uciekamy od tak dawna, że już nawet ucieczka przestała sprawiać wrażenie ucieczki - dla naszej świadomości. Taki sposób na życie. Taka postawa. Charakter? Różne określenia można temu przypisać. Ale sedno jest takie, że uciekamy, bo coś powoduje ból. Nie chcemy bólu, boimy się go, ma on swoje przyczyny w przeszłości. Więc biegniemy w jakimś kierunku jak najbardziej oddalonym od wszelkich z nim skojarzeń. Nie chcemy wiedzieć o co chodzi, nie chcemy myśleć o tym, bo to nieuchronnie stawia przed nami niechciane fragmenty życia. Nie chcemy się zatrzymać, ani zawrócić, ani nawet obejrzeć za siebie, bo to ryzyko. Strach jest ogromny. Choć z zewnątrz możemy być nieustraszeni. Wszystko co nowe, inne, niesie ze sobą nadzieję na trwałe wyzwolenie, na ukojenie tego, co pozostało gdzieś na dnie i nie pozwala duszy się uspokoić. Ale wszystko po chwili przestaje być nowe i staje się elementem przeszłości. A my dalej biegniemy za czymś odległym.
Wybieramy przekonanie, że to jest nasz CEL.
To czyli co? Nieznane? Odległe? Nowe? Niosące nadzieję?
Nie wybieramy prawdy. Bo prawda pozostała w przeszłości i jest bólem. Poczuciem braku czegoś. Braku, który przez całe życie staramy się wypełnić tym czy tamtym. Ciągle nowym. Byle nie cofać się, byle nie oglądać sie za siebie.
Jednak może lepiej obejrzeć się za siebie i poczuć.
Strach, ból, niedostatek, potrzebę.
Oswoić to co przeraża, by przestało przerażać. Przyjrzeć sie temu i poznać prawdę o sobie.
Poznać źródło naszych działań. Poznać dominującą potrzebę, której chęć zaspokojenia nami kieruje.
Czego potrzebujemy? Wiedza o tym jest w przeszłości. To ten ból, którego tak się boimy może nam powiedzieć, czego w życiu tak naprawdę szukamy. Więc może warto go poczuć. Mimo strachu. Zatrzymać się. Przestać biec. Obejrzeć się za siebie i poznać cel wędrówki, by więcej nie błądzić. Cel stanie się jasny, a ucieczka nie będzie już potrzebna. Odtąd kroki prowadzić będą do celu, a cel w miarę zbliżania do niego nie będzie się rozmywał. Gdy potrzeba zostanie zaspokojona, brak wypełniony, dusza zazna spokoju. Wtedy znikna oczekiwania, niejasne i złudne nadzieje, by ktoś lub coś zapełnił dziurę, jaka powstała w przeszłości. Wtedy możliwe będzie prawdziwe dzielenie się Światłem. Tworzenie dla tworzenia, dzielenie się dla dzielenia i kochanie dla kochania. Póki istnieje potrzeba, póki istnieje brak, póki to one motywują do podążania naprzód wszystko to tylko różne formy ucieczki przed bólem.
sobota, 30 marca 2013
niedziela, 24 marca 2013
Dobrze byłoby, gdyby dało się pisać nie używając rąk. Najlepiej na leżąco, za pomocą myśli. W takim tempie, w jakim myśli biegną.
Ja myślę, a tam powstaje tekst. Spontaniczny do bólu, nieskażony zwątpieniem czy logiczną analizą. Bez kontroli umysłu. Po prostu to co w środku, wypływa na wierzch w takiej postaci, jaką ma. Nie zdąży być ocenionym zanim powstanie.
O ile prostsze byłoby wówczas ogarnięcie tego, co zdaje się być chaosem, choć nim nie jest.
Ja myślę, a tam powstaje tekst. Spontaniczny do bólu, nieskażony zwątpieniem czy logiczną analizą. Bez kontroli umysłu. Po prostu to co w środku, wypływa na wierzch w takiej postaci, jaką ma. Nie zdąży być ocenionym zanim powstanie.
O ile prostsze byłoby wówczas ogarnięcie tego, co zdaje się być chaosem, choć nim nie jest.
niedziela, 17 marca 2013
sobota, 16 marca 2013
Czuję, że spadam. Choć tyle światła wokoło, ja spadam. Czy lepiej zauważyć to, zaakceptować, pogodzić się, wyciszyć, pozbyć lęku i na spokojnie spróbować odwrócić kierunek lotu? Czy lepiej nie widzieć, co się dzieje, wierzyć, że nade mną już tylko słońce i ufać, że wszystko samo przemieni się siłą myśli?
piątek, 15 marca 2013
Zimno. Znowu zimno. Cokolwiek to oznacza. Dlaczego nie potrafię rozgrzać się jednym słowem? Przecież to słowo przepełnia mnie, wylewa się wszystkimi szczelinami. O jedno niechciane słowo za dużo. Przecież słowa nie są przytwierdzone do podłoża. Można je swobodnie wyrzucać, kiedy się chce. A jednak nie mogę go wydobyć.
To jedno słowo utknęło gdzieś pomiędzy czymś i czymś i nie chce mnie opuścić. To słowo sprawia, że czuję chłód, uwiera mnie, gniecie, miażdży i sieje strach. To jedno słowo jest jak kamień, który przylgnął do duszy i nie pozwoli jej wznieść się swobodnie.
Duszo uwolnij się!
Słychać podmuch wiatru. Zimny marcowy wiatr. Znak zimy, która zapomniała odejść. Nie pozwala nadejść slońcu.
Jakieś połączenie pomiędzy zimnem a strachem powstało kiedyś i odtąd zimno przynosi strach, a strach powoduje mróz. Dlaczego droga do siebie prowadzi przez tak mroźne rejony?
To jedno słowo utknęło gdzieś pomiędzy czymś i czymś i nie chce mnie opuścić. To słowo sprawia, że czuję chłód, uwiera mnie, gniecie, miażdży i sieje strach. To jedno słowo jest jak kamień, który przylgnął do duszy i nie pozwoli jej wznieść się swobodnie.
Duszo uwolnij się!
Słychać podmuch wiatru. Zimny marcowy wiatr. Znak zimy, która zapomniała odejść. Nie pozwala nadejść slońcu.
Jakieś połączenie pomiędzy zimnem a strachem powstało kiedyś i odtąd zimno przynosi strach, a strach powoduje mróz. Dlaczego droga do siebie prowadzi przez tak mroźne rejony?
środa, 6 marca 2013
Tyle rzeczy czasem pojawia się w głowie, że trudno nadążyć, jeszcze trudniej zapamiętać i uporządkować. Dzisiaj miałam dzień pełen przemyśleń, ale i próbowania nie myśleć, pokonywania lęku i własnych ograniczeń, walki ze strachem. Udało mi się. Nie dałam się opanować. Poprosiłam o wsparcie z góry i od razu w głowie mojej pojawiła się odpowiedź: Nie myśleć, tylko czuć. Wyłączyć myślenie, włączyć czucie. Intuicyjnie od razu odnalazłam guziczek na głowie służący do wyłączania myślenia oraz ten znajdujący się w okolicy serca odblokowujący emocje. W sercu nadal czułam strach. Więc dotknęłam go ręką wpuszczając bezpośrednio światło słoneczne, które od razu je rozgrzało i przegnało wszelkie mary. Otworzyłam oczy i czułam się nieporównywalnie inaczej niż chwilę wcześniej. Odważna, pewna swojej słuszności, przepełniona ciepłem i pozytywnymi emocjami. Myślenie ustało. Wszelkie: " a jeśli", "co by było, gdyby", "przecież" itd. W spokoju zajęłam się wykonywaną wówczas czynnością czyli gotowaniem zupy.
Okazało się, że da się opanować nawet największy lęk! Nawet taki, który paraliżuje i powoduje całkowite odrętwienie i niezdolność do logicznego myślenia!
Potem idąc tym tropem przypomniałam sobie o swojej mocy. Przypomniałam sobie pewien sen, w którym zostało mi coś przekazane. Przypomniałam sobie, że z tego korzystam i że to działa! I zrozumiałam, że to jest niesamowite, że to, co teraz dla mnie jest oczywiste, kiedyś nie było i że świadomość tą zyskałam w czasie snu. Potem przypomniałam sobie o innych metodach, o których wiem z książek i które również stosuję i również działają. I uświadomiłam sobie, że w gruncie rzeczy są tym samym, co metoda przekazana mi w trakcie snu. Różnią się jedynie szczegółami, ale sedno jest to samo. I to tak dobitnie dowodzi sensu tego wszystkiego!
Przypomniałam sobie przede wszystkim, że gdy pytam, otrzymuję odpowiedzi. Że to wszystko nie jest złudzeniem, a najprawdziwszą prawdą i nie wiem dlaczego miałabym jeszcze w cokolwiek wątpić! Że to że być może większość ludzi myśli w inny sposób, neguje to, co dla mnie jest oczywiste i żyje w innym świecie niż ja, wcale nie oznacza, że ja się mylę, a jedynie, że być może nie każdemu dane jest poznać to samo.
Przypomniałam sobie też, że należy robić to czego się boimy i że w ten sposób następuje rozwój. Przypomniałam sobie, że ja mimo obfitych dawek niecodziennej wiedzy jaka zjawia się w moim życiu pod różnymi postaciami, przez większość czasu byłam na odwrocie, starałam się uciekać zamiast iść naprzód, unikać zamiast stawać oko w oko z tym i owym i to dlatego właśnie mimo jasnych wskazówek jak żyć, nadal z nich nie skorzystałam w pełni i tkwię w dziwnym półśnie mimo, że wiem, co powinnam zrobić i dokąd iść. Zrozumiałam, że to właśnie strach jest tym, co mnie blokuje. I zrozumiałam, że skoro da się ten strach pokonać, to wystarczy to zrobić.
Zadałam sobie pytanie: dlaczego ja tego nie robię? Tego jeszcze akurat nie udało mi się zrozumieć. I myślę, że zrozumienie tego jest kluczowe. Bo jest to sprawa, którą widocznie muszę pojąć, nie mogę tego ominąć i pójść naprzód. Bo coś ważnego by mi wówczas umknęło. Lekcja nie została zakończona. Nie nauczyłam się wszystkiego. Nie zdałam jeszcze egzaminu. I dlatego ten strach mnie blokuje. Bo nie mogę pójść dalej nie uporawszy się z tą sferą życia. Nic nie dzieje się bez przyczyny ani bez celu. A więc i to dzieje się po coś. To, że mam z czymś problem coś oznacza. I skoro mam z tym problem to jest to ważne dla mojego życia i dla innych spraw, które mnie dotyczą. Uciekając przed ważną lekcją, nie da się bezbłędnie pokonać kolejnych szczebli. Coś będzie ściągać w dół. Nie o to chodzi, by coś zrobić szybko, by pozbyć się za wszelką cenę ciężaru, by ulżyć sobie i stać się lekkim tak szybko jak się da, ale o to by wyciągnąć naukę z doświadczeń, by utrwaliły się one na pożytek późniejszych wyzwań, by coś z sobą wniosły, a ustępując pozostawiły po sobie świadomość. Inaczej mógłby człowiek w nieskończoność popełniać te same błędy. Oczywiście to nie są błędy, a lekcje do odrobienia. Póki nie zostaną odrobione do końca, będą wracać pod różnymi postaciami.
Tak więc przypomniałam sobie, że nie jest ze mną tak źle, choć ostatnio czułam się nie za dobrze. Przypomniałam sobie, że zawsze chociażby w ostatniej chwili, dochodzę do potrzebnych wniosków i czuwa coś nade mną. Gdy tylko naprawdę chcę się czegoś dowiedzieć, pojawia się to w jakiejś formie nie budzącej wątpliwości. Co innego, gdy w danej chwili dana wiedza miałaby obciążyć mnie za bardzo. Wtedy unikam pytania i odpowiadania sobie na cokolwiek. Może to tchórzostwo, a może tak właśnie ma być. Dla równowagi. Bo czasem pełnia wiedzy w nieodpowiedniej chwili może bardziej zaszkodzić niż jej brak. Czasem potrzebne są złudzenia.
Tak wiele dzisiaj zrozumiałam. I to wszystko dzięki rozpaczliwemu poszukiwaniu sposobu na opanowanie strachu! Wszystko to jak po nitce do kłębka zaprowadziło mnie do rozwiązań. Czuję się lepiej niż wczoraj. Odzyskałam wiarę w swą moc i w sens tego co robię, w co wierzę, jaką drogą podążam. Wiem, że wszystko powoli układa się jak układanka. Że poza moją wolą jest jeszcze jakiś porządek, który ma wpływ na to co się dzieje. I to ten porządek pragnie przywrócić pewne rzeczy na swe miejsce. Dlatego mogę czuć się bezpiecznie, bo nawet wtedy, gdy się nie staram, gdy nie mam motywacji ani siły, to działa gdzieś poza zasięgiem mojej świadomości i dzieje się- nawet jeśli aktywnie w tym nie uczestniczę.
Dlatego mogę spać spokojnie. Dobranoc
Okazało się, że da się opanować nawet największy lęk! Nawet taki, który paraliżuje i powoduje całkowite odrętwienie i niezdolność do logicznego myślenia!
Potem idąc tym tropem przypomniałam sobie o swojej mocy. Przypomniałam sobie pewien sen, w którym zostało mi coś przekazane. Przypomniałam sobie, że z tego korzystam i że to działa! I zrozumiałam, że to jest niesamowite, że to, co teraz dla mnie jest oczywiste, kiedyś nie było i że świadomość tą zyskałam w czasie snu. Potem przypomniałam sobie o innych metodach, o których wiem z książek i które również stosuję i również działają. I uświadomiłam sobie, że w gruncie rzeczy są tym samym, co metoda przekazana mi w trakcie snu. Różnią się jedynie szczegółami, ale sedno jest to samo. I to tak dobitnie dowodzi sensu tego wszystkiego!
Przypomniałam sobie przede wszystkim, że gdy pytam, otrzymuję odpowiedzi. Że to wszystko nie jest złudzeniem, a najprawdziwszą prawdą i nie wiem dlaczego miałabym jeszcze w cokolwiek wątpić! Że to że być może większość ludzi myśli w inny sposób, neguje to, co dla mnie jest oczywiste i żyje w innym świecie niż ja, wcale nie oznacza, że ja się mylę, a jedynie, że być może nie każdemu dane jest poznać to samo.
Przypomniałam sobie też, że należy robić to czego się boimy i że w ten sposób następuje rozwój. Przypomniałam sobie, że ja mimo obfitych dawek niecodziennej wiedzy jaka zjawia się w moim życiu pod różnymi postaciami, przez większość czasu byłam na odwrocie, starałam się uciekać zamiast iść naprzód, unikać zamiast stawać oko w oko z tym i owym i to dlatego właśnie mimo jasnych wskazówek jak żyć, nadal z nich nie skorzystałam w pełni i tkwię w dziwnym półśnie mimo, że wiem, co powinnam zrobić i dokąd iść. Zrozumiałam, że to właśnie strach jest tym, co mnie blokuje. I zrozumiałam, że skoro da się ten strach pokonać, to wystarczy to zrobić.
Zadałam sobie pytanie: dlaczego ja tego nie robię? Tego jeszcze akurat nie udało mi się zrozumieć. I myślę, że zrozumienie tego jest kluczowe. Bo jest to sprawa, którą widocznie muszę pojąć, nie mogę tego ominąć i pójść naprzód. Bo coś ważnego by mi wówczas umknęło. Lekcja nie została zakończona. Nie nauczyłam się wszystkiego. Nie zdałam jeszcze egzaminu. I dlatego ten strach mnie blokuje. Bo nie mogę pójść dalej nie uporawszy się z tą sferą życia. Nic nie dzieje się bez przyczyny ani bez celu. A więc i to dzieje się po coś. To, że mam z czymś problem coś oznacza. I skoro mam z tym problem to jest to ważne dla mojego życia i dla innych spraw, które mnie dotyczą. Uciekając przed ważną lekcją, nie da się bezbłędnie pokonać kolejnych szczebli. Coś będzie ściągać w dół. Nie o to chodzi, by coś zrobić szybko, by pozbyć się za wszelką cenę ciężaru, by ulżyć sobie i stać się lekkim tak szybko jak się da, ale o to by wyciągnąć naukę z doświadczeń, by utrwaliły się one na pożytek późniejszych wyzwań, by coś z sobą wniosły, a ustępując pozostawiły po sobie świadomość. Inaczej mógłby człowiek w nieskończoność popełniać te same błędy. Oczywiście to nie są błędy, a lekcje do odrobienia. Póki nie zostaną odrobione do końca, będą wracać pod różnymi postaciami.
Tak więc przypomniałam sobie, że nie jest ze mną tak źle, choć ostatnio czułam się nie za dobrze. Przypomniałam sobie, że zawsze chociażby w ostatniej chwili, dochodzę do potrzebnych wniosków i czuwa coś nade mną. Gdy tylko naprawdę chcę się czegoś dowiedzieć, pojawia się to w jakiejś formie nie budzącej wątpliwości. Co innego, gdy w danej chwili dana wiedza miałaby obciążyć mnie za bardzo. Wtedy unikam pytania i odpowiadania sobie na cokolwiek. Może to tchórzostwo, a może tak właśnie ma być. Dla równowagi. Bo czasem pełnia wiedzy w nieodpowiedniej chwili może bardziej zaszkodzić niż jej brak. Czasem potrzebne są złudzenia.
Tak wiele dzisiaj zrozumiałam. I to wszystko dzięki rozpaczliwemu poszukiwaniu sposobu na opanowanie strachu! Wszystko to jak po nitce do kłębka zaprowadziło mnie do rozwiązań. Czuję się lepiej niż wczoraj. Odzyskałam wiarę w swą moc i w sens tego co robię, w co wierzę, jaką drogą podążam. Wiem, że wszystko powoli układa się jak układanka. Że poza moją wolą jest jeszcze jakiś porządek, który ma wpływ na to co się dzieje. I to ten porządek pragnie przywrócić pewne rzeczy na swe miejsce. Dlatego mogę czuć się bezpiecznie, bo nawet wtedy, gdy się nie staram, gdy nie mam motywacji ani siły, to działa gdzieś poza zasięgiem mojej świadomości i dzieje się- nawet jeśli aktywnie w tym nie uczestniczę.
Dlatego mogę spać spokojnie. Dobranoc
poniedziałek, 4 marca 2013
Obudziłam się znowu nie wiedząc co się dzieje, gdzie jestem, jaki to fragment czasu spośród nieskończoności chwil. Jakby sen trwał wieki, jakby przebudzenie nastąpiło przez przypadek, niezaplanowane - nie miałam się wcale obudzić, jednak obudziłam się.
Rzut oka na boki. Czy to już było? Czy tamto dopiero ma nastąpić? Czy nic się nie zagubiło, nie przeoczyło, nie przespało?
Całkowite pomieszanie.
Chcę spać.
Sen to taki bezpieczny stan. Wszystko dzieje się na niby choć naprawdę. Wszystko może się zdarzyć, może się nie zdarzyć, może zostać wymazane poprzez zwykłe przebudzenie. Miękko i błogo, ciepło i bezpiecznie. Pośród labiryntu z ptasich piór i kwiatów je powlekających. Wtulona w marzenia, zawieszona pomiędzy światami płynę.
Po przebudzeniu wszystko jest nieswoje. Wszystko patrzy na mnie ze zdziwieniem. Skąd się tu wzięłam? Jak udało mi się dostać do tego świata? Co to za świat?
Wyraźnie obca jestem, każdy kąt, każdy przedmiot to mówi. Przyglądam się w myślach sprawom różnym ziemskim - same absurdy! Musiałam wpaść tu przez przypadek. Coś ściągnęło mnie na ziemię.
C o t o j e s t ?
Odzyskuję poczucie tu i teraz. Jedna noga powoli przestępuje ziemski próg. Jestem tu.
Dzień następny
Jakiś dziwny, nocny świat pochłania mnie od kilku dni. Zasypiam i przenoszę się Tam. Nie mogę wypocząć, bo cały czas c o ś s i ę d z i e j e! Żyję po drugiej stronie. Gdy się budzę niewiele pamiętam. Pozostaje tylko stan ducha, dający szkic wydarzeń jakie miały miejsce. Ale jest to szkic mówiący jedynie, że coś miało miejsce. Nie da się stwierdzić co to było.
Budzę się zmęczona, spocona, z walącym sercem - jakbym dopiero co biegła, albo może uciekała przed czymś, na co mógłby wskazywać niepokój, który odczuwam.
Czasem budzę się w środku nocy z przeświadczeniem, że muszę zapamiętać to, co przed chwilą było mi dane doświadczyć. Przypominam sobie, ale to tylko przebłysk - po chwili wszystko się rozmywa. Do rana nie pozostaje nic.
Widocznie t a k m u s i b y ć.
Jakiś proces odbywa się za zasłoną. Jakaś przemiana. Dokądś zmierza moja dusza. Gromadzi doświadczenia, od których być może po tej stronie uciekła? A może to jakieś brakujące elementy? Coś, co należy skompletować, aby wydarzyć mogło się coś. Uzupełnianie dziur. Zapełnianie pustych stron przypadkiem niezapisanych przez los. A może przywracanie pamięci?
Kolejny dzień
Idę spać. Do zobaczenia po drugiej stronie. Może tym razem wrócę k o m p l e t n a.
Rzut oka na boki. Czy to już było? Czy tamto dopiero ma nastąpić? Czy nic się nie zagubiło, nie przeoczyło, nie przespało?
Całkowite pomieszanie.
Chcę spać.
Sen to taki bezpieczny stan. Wszystko dzieje się na niby choć naprawdę. Wszystko może się zdarzyć, może się nie zdarzyć, może zostać wymazane poprzez zwykłe przebudzenie. Miękko i błogo, ciepło i bezpiecznie. Pośród labiryntu z ptasich piór i kwiatów je powlekających. Wtulona w marzenia, zawieszona pomiędzy światami płynę.
Po przebudzeniu wszystko jest nieswoje. Wszystko patrzy na mnie ze zdziwieniem. Skąd się tu wzięłam? Jak udało mi się dostać do tego świata? Co to za świat?
Wyraźnie obca jestem, każdy kąt, każdy przedmiot to mówi. Przyglądam się w myślach sprawom różnym ziemskim - same absurdy! Musiałam wpaść tu przez przypadek. Coś ściągnęło mnie na ziemię.
C o t o j e s t ?
Odzyskuję poczucie tu i teraz. Jedna noga powoli przestępuje ziemski próg. Jestem tu.
Dzień następny
Jakiś dziwny, nocny świat pochłania mnie od kilku dni. Zasypiam i przenoszę się Tam. Nie mogę wypocząć, bo cały czas c o ś s i ę d z i e j e! Żyję po drugiej stronie. Gdy się budzę niewiele pamiętam. Pozostaje tylko stan ducha, dający szkic wydarzeń jakie miały miejsce. Ale jest to szkic mówiący jedynie, że coś miało miejsce. Nie da się stwierdzić co to było.
Budzę się zmęczona, spocona, z walącym sercem - jakbym dopiero co biegła, albo może uciekała przed czymś, na co mógłby wskazywać niepokój, który odczuwam.
Czasem budzę się w środku nocy z przeświadczeniem, że muszę zapamiętać to, co przed chwilą było mi dane doświadczyć. Przypominam sobie, ale to tylko przebłysk - po chwili wszystko się rozmywa. Do rana nie pozostaje nic.
Widocznie t a k m u s i b y ć.
Jakiś proces odbywa się za zasłoną. Jakaś przemiana. Dokądś zmierza moja dusza. Gromadzi doświadczenia, od których być może po tej stronie uciekła? A może to jakieś brakujące elementy? Coś, co należy skompletować, aby wydarzyć mogło się coś. Uzupełnianie dziur. Zapełnianie pustych stron przypadkiem niezapisanych przez los. A może przywracanie pamięci?
Kolejny dzień
Idę spać. Do zobaczenia po drugiej stronie. Może tym razem wrócę k o m p l e t n a.
Subskrybuj:
Posty (Atom)