Strach ma różne twarze. Czasem przybiera formę paniki, czasem rozpaczy, a czasem jest uciekaniem od problemów. Często zastanawiam się nad istotą strachu, może dlatego, że sama wielu rzeczy się boję. Właściwie nie jest to takie oczywiste, bo mój strach też przybiera różne formy. Czasem chowa się pod pozorem uśmiechu, a czasem szczerzy kły. Od dziecka boję się wielu rzeczy, jednak ostatnio jest tych rzeczy coraz mniej. Odpływają powoli pozostawiając po sobie pustą przestrzeń. Przestrzeń na oddech.
Obserwuję też inne osoby. Każdy się czegoś boi, to oczywiste. Jednak niektórzy wolą tego sobie nie uświadamiać. Jest to pewnie naturalna reakcja obronna, strach przed strachem lub przed jego świadomością. Lepiej czuć się silnym, odważnym, panującym nad sytuacją niż uświadomić sobie, że tak naprawdę ta chęć kontroli nad wszystkim, chęć bycia silnym i niezwyciężonym wynika ze strachu, strachu tak głęboko zakorzenionego, gdzieś u podstaw, że łatwo go nie zauważyć. To co widać to cała gama pancerzy go skrywających. Pancerzy, które zdają się być osobowością. Lecz jest to osobowość powstała ze strachu.
U niektórych osób strach przybiera formę unikania, zamiast zmierzyć się z problemem, unikają spojrzenia mu w oczy. Ta forma strachu nie jest mi obca. Często unikam różnych rzeczy. Dzieje się to nawet nieświadomie, po prostu zapominam o tych rzeczach, automatycznie. Staram się pamiętać, jednak ulatują gdzieś daleko. W końcu lepiej, czegoś unikając, nie mieć świadomości, że się unika, a jedynie się zapomniało, po raz kolejny. Jest to co prawda męczące i odbiera poczucie kontroli nad sytuacją, jednak przynajmniej pozwala uniknąć poczucia winy z powodu unikania.
Tak naprawdę, gdy czegoś unikamy oznacza to, że się tego boimy. Może to nie być zwykły strach, ale jakiś nieuzasadniony, spowodowany jakimś złym wspomnieniem lub skojarzeniem. Można też uciekać od czegoś w coś innego lub ciągle zmieniać kierunek ucieczki, by zmylić umysł, by nie pojął, że uciekamy, a jedynie lub aż do czegoś "dążymy". Można też do niczego nie dążyć, nie określać się, nie określać celu, tylko płynąć w nieznane, dalej i dalej. Byle dalej od źródła lęku. Można nawet do swej ucieczki dorobić ideologię. By poczuć sens, by każdy krok dawał radość, by nie pojawiały się przebłyski lęku. Być w ruchu, nie zatrzymywać się, tylko pędzić. Bo bezruch sprawiłby, że na powierzchni umysłu pojawiłoby się to, co jest pod spodem. Zatrzymanie się grozi odzyskaniem świadomości, co jest czym i skąd wypływa. A przecież lepiej jest wierzyć w swą odwagę w podążaniu w nieznane, niż w paniczny lęk przed zmierzeniem się z samym sobą. Lepiej jest czuć się silnym i pełnym energii, niż pozwolić czemuś nieokreślonemu i dawno zakopanemu w piasku na przemienienie rzeczywistości w koszmar. Rzeczywistość jest jaka jest, to my nadajemy jej znaczenie, tworzymy ją i określamy w naszych umysłach.
Jednak czym jest w takim razie odwaga?
Odwaga to zdolność spojrzenia w oczy rzeczywistości, mimo strachu, mimo wszystkiego, co aż prosi się o wykonanie, byle tylko odepchnąć świadomość od źródła problemu. Odwaga to dokonanie wyboru pomiędzy ucieczką a zmierzeniem się z obiektem lęku. To uświadomienie sobie tego lęku w miejsce tłumienia go i maskowania najróżniejszymi formami aktywności. To krok w kierunku prawdziwego siebie sprzed wszelkich traum i wydarzeń, o których wolelibyśmy zapomnieć. To pozwolenie sobie na pełne odczucie strachu, na ukojenie go poprzez świadomość przyczyn i naszej rzeczywistej istoty, której tłumienie te przyczyny wywołało.